13 grudnia 2011

Dwa i pół roku za nami

Już po raz drugi poprzednie skojarzenie (rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, czyli niedziela bez Teleranka) ustąpiło miejsca nowej domowej okazji (kolejny miesiąc do góry nogami, tym razem 'okrągłe' dwa i pół roku).

Wśród pasma pracowitych dni wyróżniają się trzy wydarzenia:

- mieliśmy przyjemność uczestniczyć w uroczystości ślubnej i bawić się na weselu - były elementy staro- i nowoojczyźniane, były elementy dobrze znane i zupełnie nowe, byli szczęśliwi nowożeńcy, były toasty i przemowy, były tańce i zabawy z krzesłami - czekamy na ciąg dalszy, czyli "żyli długo i szczęśliwie" :-D
Na weselu bawili się goście różnych narodowości, miejsce umówionej wokalistki zajęła inna, która nie znała języka polskiego, ale dzielnie dopytywała chociaż o pojedyncze słowa, tak użyteczne jak n.p. "gorzko, gorzko". Romantyczna lokalizacja i efekt pracy florystki dodały uroku oprawie, jakość dań wychodzących z kuchni pozwoliła przymknąć oko na niedociągnięcia organizacyjne. Tort - rewelacja!, co jak wiadomo nie jest pewnikiem na weselach ;-)

- byliśmy na finałowym w tym sezonie, galowym koncercie Adelajdzkiej Orkiestry Symfonicznej - jak zwykle - porcja wspaniałej muzyki ozdobiona elementami osobistymi - dyrektor artystyczny nie tylko dyrygował, ale i prowadził nas przez ten wieczór prezentując jakiej klasy artystów mamy w ASO. Fantastycznym elementem była "Symfonia marzeń", czyli zaproponowana przez orkiestrę składanka z różnych utworów symfonicznych różnych kompozytorów - po szczegóły zapraszam do osobnego posta (który wkrótce napiszę ;-)
W domu ciągle jeszcze czeka program na kolejny sezon - już bogatszy o notatki, ale jeszcze nie zamówiliśmy biletów. W roku 2012 będziemy obdzielać naszym czasem nie tylko artystów z ASO, ale i z adelajdzkiej opery oraz gości Centrum Festiwalowego. Na szczęście lista propozycji ASO jest wystarczająco bogata i rozdzielona na wszystkie dwanaście miesięcy :-D

- w połowie grudnia Najmilszy z kolegami popłynął na pierwszą nowoojczyźnianą wyprawę morską :-D Na ryby. Pisałam już o tym gdzie indziej - tu napiszę tylko, że kolejne nowoojczyźniane zajęcie zostało zbadane i... dopisane do listy rzeczy, które warto powtórzyć ;-)

'Zaliczyliśmy' kolejną inspekcję - agent odwiedza nas regularnie co trzy miesiące i tak długo, jak długo mieszkamy w Chatce bez niespodzianek, staramy się o tym nie myśleć. Ważne, że inspekcje najwyraźniej - odpukać puk, puk - wypadają pomyślnie.

Najmilszy po tygodniach przerwy spowodowanych kontuzją odwiedził też pole golfowe. Wydaje się być już dobrze.
To ważne, bo przecież urlop zbliża się wielkimi krokami ;-)

Rezerwacje potwierdzone, opłaty dokonane.
Czas przemyśleć zawartość walizek i zaplanować, jak koty oraz Lawendowa Chatka przeczekają bezpiecznie czas naszej nieobecności.

Brak komentarzy :