3 maja 2014

Ścieżka zdrowia

Dawno dawno temu snułam w jednym z postów rozważania o deptaku na Glenelg.
Przeprowadziliśmy się, czas więc napisać o nowym miejscu :-)

Wierni Czytelnicy wiedzą już, że mieszkamy nad rzeką wśród eukaliptusów. W narzeczu Kaurna (grupa Aborygenów, którzy zamieszkiwali tereny, na których powstała Adelajda) nazwa rzeki Torrens brzmi Karra wirra-parri, co znaczy właśnie 'rzeka wśród eukaliptusów' i odnosi się do gęstych (zwłaszcza zanim osiedlili się tutaj biali przybysze) lasów porastających brzegi.
Zgodnie z jesiennymi przypuszczeniami poszperałam w Internecie i tak, zgadza się: nazwa River Red Gum (eukaliptus kamaldulski) mogłaby pochodzić od koloru kwiatów (spójrzcie na zdjęcie poniżej), ale w rzeczywistości pochodzi od koloru drewna, bo kwiaty czasem są czerwone, a na innych drzewach tuż obok - białe. Eukaliptusy to jedna z ikon Australii - rosną na całym kontynencie, i wyodrębniono ponad 900 gatunków.


Źródło/Source: http://savingourtrees.wordpress.com/tag/red-flowering-gum/
 Wspomniana grupa Czytelników wie już także, że na brzegach Torrens powstał w 1997 roku Linear Park, który oferuje 37 kilometrów bezkolizyjnych ścieżek dla spacerowiczów i biegaczy, dla rowerzystów i rolkarzy, po obu stronach rzeki, od centrum miasta do miejsca, gdzie wody Torrens uchodzą do oceanu.


Lokalne władze włączyły rzekę i jej brzegi w zakres swoich zainteresowań i planów rozwoju: nie tylko dbają o koryto i nabrzeża, podnoszą jakość wody, ale i przywracają rodzimą faunę i florę.
Systematycznie czyści się dno i brzegi rzek, usuwa wprowadzone przez białych przybyszy obce rośliny (zaklasyfikowane jako chwasty, kiedy okazało się, że wypierają lokalne gatunki).
Według wieści 'zza płotu' z lokalnego biura council w określonym czasie w roku można odebrać sadzonki rodzimych roślin, które sadzi się wokół domu, w tym również na wałach pomiędzy ścieżką a zabudowaniami.
Zmieniono środki ochrony roślin na mniej inwazyjne, czyli bardziej przyjazne środowisku.



Wysiłki te przekładają się na działalność ptasiego radia, ale i na obecność coraz liczniejszych żab i jaszczurek.  Na brzegach rzeki mieszkają też długoszyje żółwie, ale na razie nie udało nam się ich wypatrzyć.
Oposy (possum) nie odwiedzają nas tak licznie, jak w Chatce, ale mieszkają w okolicy.  Inne obecne tu gryzonie to myszy i szczury (w tym szczury wodne).  Wiemy o nich od sąsiadów i oceniamy, że to za nimi Aganiok biega podczas licznych wypraw łowieckich, kiedy przeskakuje za płot i znika, kilka ptaków i jaszczurek już udało się odebrać od Rudego Łowcy.



Wracając do tytułu... :-D

Ścieżkę zdrowia sprawdzam od jakiegoś czasu codziennie rano.  Najlepszy Biegacz wśród Moich Mężów czasem dołącza, ale wtedy z założenia... biegnie w przeciwnym kierunku.  Spotykamy się mniej więcej w połowie trasy, przybijamy piątkę i... po powrocie do domu idę pod prysznic do nagrzanej już łazienki ;-)

Ścieżka zdrowia ma swój (nie)pisany zespół reguł i jest miejscem bardzo intensywnie uczęszczanym.  Podczas moich marszów mijam innych maszerujących (solo, w parach, grupkach, czasem z psami), mnie mijają (w różnym tempie) biegacze i rowerzyści.
Większość ludzi wymienia pozdrowienia, uśmiechy, skinięcie głową (zwłaszcza ci, których mijam regularnie :-); rowerzyści w większości dają dzwonkiem znać, że nadjeżdżają (zwłaszcza zza pleców).  Użytkownicy z reguły przestrzegają zasad i trzymają się swojej, lewej, strony ścieżki.




Podobnie jak wcześniej na Glenelg, widać różny wiek, różny stopień sportowego zaawansowania i kondycji, różne stroje i buty.  Wydaje mi się jednak, że 'nasza' ścieżka skupia więcej ruszających się regularnie dla zdrowia niż spacerowiczów.  Nawet rodzice z wózkami z reguły biegają pchając przed sobą trójkołówki przystosowane do tego typu aktywności.


 Większość psów spaceruje na smyczy.  Luźno puszczane są poniżej ścieżki, bliżej wody.  Biegają i płoszą ptactwo wodne, które grupkami podrywa się do lotu, a nieco dalej ląduje w stylu 'na wodolot' ;-)
W czasie posiłków za domem widzimy 'ścieżkowiczów'.  Ruch panuje tam zatem o różnych porach i we wszystkie dni tygodnia.



Co ciekawe, ścieżka sprzyja ciszy :-D  Czasem zdarzają się chodziarze/ biegacze-gaduły, lub głośniejsi od nich pokrzykujący do siebie rowerzyści, ale większość zostawia głośne dyskusje na inne okazje.  Niektórzy mają na uszach słuchawki, niektórzy korzystają z pulsometrów i innych gadżetów.

Nasza Przyczółkowa trasa to prawie cztery kilometry - wzdłuż jednego brzegu do oceanu, mostem na drugą stronę i z powrotem.  Bardzo cenimy sobie przejście pod pierwszym mijanym mostem, zwłaszcza kiedy nieco dalej zdecydujemy się przejść na drugą stronę jezdni na kolejnym moście. 
Ruch samochodów jest dość spory i nieraz trzeba poczekać parę minut, zanim uda się przejść.  Rozwiązania bezkolizyjne to zatem spory komfort.





Ścieżka jest wyasfaltowana, miejscami nieco już zużyta, ale powierzchnia nadal jest do przyjęcia. Równo, ale nie płasko, czasem nieco pod górkę, czasem nieco z górki, dla urozmaicenia, czasem w cieniu drzew, czasem w pełnym słońcu.










 Obok ścieżki rosną przeróżne rośliny: starsze i młodsze drzewa (z reguły eukaliptusy), krzewy, płożące się 'przykrywacze gruntu', czasem trawa.  Niektóre rośliny wciąż oznaczone są palikami - niedawno zostały zasadzone i wbite paliki dają znać pracownikom 'zieleni miejskiej', że trzeba uważać przy koszeniu czy rozpylaniu środków ochrony roślin/ nawozów itp.





Jesień się rozkręca, więc za nami kilka ulewnych deszczy, porywisty wiatr, a nawet opady gradu.  'Zieleń miejska' czuwa - widziałam już, jak zbierali połamane gałęzie, jak oczyszczali brzegi i przejścia przez rzekę ze skarbów przyniesionych przez podniesioną wodę - ułamanych konarów, pni, czasem śmieci, jak czyścili zalane błotem fragmenty asfaltu i umacniali rozmyte brzegi.





 Korzystając ze ścieżki możemy podziwiać liczne gatunki kolorowych papug (których nie sposób nie zauważyć, bo są bardzo hałaśliwe) oraz ptactwa wodnego.  Mieszkają tu czarne łabędzie, różne kaczki wodne, kurki wodne, ibisy, mewy, kormorany, pelikany oraz niekoniecznie wodne: noisy miners wielkości kosa hałaśliwi awanturnicy, magpies (o których już wspominałam w czasach Chatki - wbrew nazwie nie są to sroki), welcome swallows - kolorowe maluszki z rodziny jaskółek, crested pigeons - gołębie, które pozazdrościły papugom ;-)










Spory kawałek obu brzegów wydzielono dla koni, które czasem skubią trawę, czasem przechodzą przez wodę na drugą stronę, a czasem urządzają sobie grupowe przebieżki wzdłuż brzegu kłusem lub galopem.
Niepisana (?) zasada głosi, że właściciele psów tutaj nie puszczają wolno swoich ulubieńców.







Brak komentarzy :