10 marca 2014

Okiem Właściciela Domu

Nasze nowoojczyźniane życie osiągnęło kolejny etap: jesteśmy właścicielami Domu.

- Dom oznacza nieruchomość: wcześniej jako pracownicy płaciliśmy podatki, teraz jako mieszkańcy Councila płacimy też opłaty związane z posiadaną i zamieszkiwaną nieruchomością, nie tylko płacimy za dostawę wody i wywóz śmieci, ale dostajemy informacje o tym, co dzieje się w naszym councilu (możemy/ powinniśmy brać udział w dyskusjach na temat np. planowanych zmian, inwestycji, usług dla mieszkańców itp.)

- Dom oznacza pożyczkę w banku: spłacamy 'mortgage', ale jesteśmy także potencjalnymi nabywcami np. kolejnych ubezpieczeń, usług okołodomowych itp.

- Dom oznacza wejście we wspólnotę: w większej skali jest to Council i okręg wyborczy (w przyszły weekend wybory, więc piszą do nas politycy ;-), w mniejszej jest to grono sąsiadów.
Zadziwiające (w pozytywnym sensie) jest dla nas to, że na naszej ulicy wszyscy znają się po imieniu, wiedzą o sobie mało-wiele, część osób odwiedza się nawzajem w domach, mówimy sobie 'cześć' i machamy do siebie mijając się na ulicy. Wydaje się to przekładać także na panujące tu poczucie bezpieczeństwa.

- Dom oznacza stały adres - hmmmm, niektóre listy nas zadziwiają: skąd niektórzy nadawcy o nas wiedzą? ;-)

- Dom oznacza, że znowu z wąskiej puli wolnego czasu sporo ubyło...

Co mam na myśli?






Dobiega końca długi weekend...
Niby od pierwszego marca mamy jesień, ale na szczęście pogodowo trwa lato - po pięknej sobocie i niedzieli dziś było pochmurno, ale nadal ciepło (tuż poniżej trzydziestu stopni).
Najmilszy z Moich Mężów popłynął z kolegami na ryby.
Ja przygotowałam sobie listę zadań domowych.

I....
... sobotnie popołudnie mijało nie tylko zalane słońcem, które uśmiechało się z błękitnego nieba, ale i... wśród odgłosów kosiarek dobiegających z sąsiedztwa...   
Hmmmm, gdyby jeszcze mogli się jakoś zsynchronizować: skosić, wyłączyć i odpocząć...  Ale nieeeeeee, tak było by zbyt proste...

Najmilszy kosi zwykle kawałkami (przed domem/ za domem), blisko dnia, kiedy zabierają 'zielony kosz' z odpadkami z ogrodu, przed pracą/ po pracy.
Na szczęście w Przyczółku koszenie nie jest stałym elementem weekendu.



Mieszkanie na naszej ulicy to możliwość obserwowania regularnych praktyk:

- dbamy o trawniki (kosimy i podlewamy: Najmilszy kosi, podlewają w coraz większym stopniu automatyczne systemy.  Takie podlewanie tradycyjnie z węża to okazja do rozmowy z włączeniem komentarza na temat koloru trawy, jej gęstości, wpływu aktualnej pory roku na powyższe, obecności chwastów i omówienia tego, co w związku z tym),




- dbamy o rośliny okołodomowe (tu wykazuję się ja: w co drugi weekend ogławiam róże, które kontynuują kwitnienie i paaaachną, wymieniłam się z sąsiadką sadzonkami przy okazji 'porządkowania fryzur' domowych roślin),



- jeszcze nie mamy swoich warzyw, ale to kwestia czasu, na razie sąsiedzi zza płotu regularnie nas 'wspomagają', za drugim płotem rosną wysokie krzaki pomidorów podbijając poprzeczkę ;-),
- pozdrawiamy sąsiadów z imienia (ufffff, mamy w domu wydłużającą się listę-ściągę ;-), co jakiś czas ktoś podchodzi i się z nami wita, przedstawiając się i pokazując, gdzie mieszka ;-),
- sąsiad naprzeciwko nie chwali się warzywami, za to regularnie myje i poleruje swój samochód (tu jesteśmy w tyle i raczej się to nie zmieni... ;-),
- psy chodzą na smyczy, koty spacerują luzem, coraz więcej sąsiadów kojarzy naszego Aganioka, kury za płotem na razie nie poniosły żadnych strat, sąsiedztwo zmaga się z co najmniej jednym szczurem mniej ;-), w ubiegły weekend po wale wzdłuż rzeki spacerował koala, co zostało zauważone i obiegło całe sąsiedztwo ;-) (ha! widzieliśmy! - będzie fota też z drugiego aparatu)




Brak komentarzy :