12 sierpnia 2012

IV Międzynarodowy Festiwal Gitarowy

Od 2007 roku odbywa się w Adelajdzie Międzynarodowy Festiwal Gitarowy.
Jest bliźniaczą imprezą podobnego wydarzenia w Nowym Jorku. Jego założeniem jest promować artystów i wirtuozów gitary grających w różnych stylach: rock, jazz, muzyka klasyczna, eksperymentalna, blues i muzyka etniczna. Od początku odbywa się w Adelajdzkim Centrum Festiwalowym umacniając jego znaczenie jako ośrodka ważnych imprez kulturalnych.

W pierwszym roku na widowni zasiadło w sumie trzydzieści tysięcy widzów w czasie dziesięciu dni. Adelaide Advertiser napisał wtedy, że ,,... nigdy wcześniej nie mieliśmy takiego festiwalu. Impreza była niesamowitym sukcesem i niekwestionowanym zwycięzcą...". Ponad stu muzyków z całego świata dało ponad czterdzieści koncertów, a festiwal wpisał się na stałe do muzycznego i kulturalnego kalendarza Adelajdy.
Rok 2008 powtórzył sukces. W 2009 roku ogłoszono zmianę formuły imprezy: od 2010 roku będzie się odbywać co dwa lata, a w program Festiwalu zostanie włączony Międzynarodowy Konkurs Gitary Klasycznej, który da możliwość młodym muzykom wystąpienia przed międzynarodowym gremium uznanych wykonawców, a pula nagród o wysokości ponad dwudziestu pięciu tysięcy dolarów ustawi poprzeczkę na wysokości porównywalnej z najbardziej prestiżowymi konkursami na świecie.

W tym roku IV Międzynarodowy Festiwal Muzyki Gitarowej trwał przez cztery dni (9-12 sierpnia 2012, poprzedzony wieczorem z Tommy'm Emmanuelem 5 sierpnia) i ponownie częścią programu był Międzynarodowy Konkurs Gitary Klasycznej z pulą nagród o wartości ponad trzydziestu tysięcy dolarów (pierwsze miejsce to nagroda dziesięć tysięcy dolarów plus gitara wykonana przez sławnego lutnika z Południowej Australii - Jima Redgate'a - o wartości szesnastu tysięcy). Ha! Najbardziej prestiżowy konkurs tego typu na półkuli południowej :-D

My mieliśmy ogromne szczęście siedzieć na widowni w czasie pierwszego i ostatniego wieczoru Festiwalu.

Pierwszy wieczór - specjalny koncert Tommy'ego Emmanuela otwierali jego przyjaciele-muzycy goszczący w Australii po raz pierwszy - Frank Vignola i Vinny Raniolo.

Niesamowity wieczór!!!! Wirtuozi i czarodzieje na scenie!!!

O ile pierwsza część wieczoru w wykonaniu Franka i Vinny'ego była najwyższej klasy rozrywką, o tyle wirtuozeria Tommy'ego Emmanuela zapierała dech w piersiach i wymagała pochylenia się nad Jego talentem i umiejętnościami technicznymi. Tommy gra dziesięcioma palcami, używa pudła gitary jako sekcji rytmicznej, odgrywa na gitarze dźwięk fletu, szarpie, tłucze, wodzi słuchaczy za nos i przeplata utwory komentarzami zdradzającymi człowieka-duszę. Zaprezentował nam swoje trzy gitary i indywidualne do nich podejście ;-)
Z wdzięcznością przyjęłam 'sztuczkę', kiedy grał, nagle prawą ręką zaczął wystukiwać rytm o pudło, a muzyka płynęła dalej, jakby jakaś niewidzialna prawa ręka dalej grała...

Na koniec wystąpili wszyscy w trójkę, i znowu nas rozbawili, wzruszyli i rozgrzali nasze dłonie z racji długich rzęsistych braw.
Koncert trwał o godzinę dłużej niż to było zaplanowane, a każda minuta wypełniona została wspaniałą ciekawą muzyką. Wachlarz zawierał muzykę klasyczną, filmową, pop, jazz, rock, kompozycje Tommy'ego Emmanuela oraz 'tańce' (w tym balet) w wykonaniu Franka i Vinny'ego ;-)

Przez kolejne dni nuciliśmy sobie pod nosem różne fragmenty odegrane w tamten niedzielny wieczór.

Drugi (dla nas) koncert odbył się tydzień później - 12 sierpnia. Tym razem był to wieczór poświęcony flamenco. Na scenie wystąpiły dwa zespoły - gitarzysta, tancerze i nieodzowne osoby wspomagające, które udowodniły, że klaskanie może być sztuką, a skrzynka, na której siedzi jedna z osób to instrument perkusyjny. Gitara podawała ton, rytm i wysyłała w przestrzeń wibracje, emocje, refleksje, a tancerze utrwalali te kreacje wystukując rytm podkutymi podeszwami i podkreślając wrażenie ruchami rąk.
O ile tancerze mieli do 'dyspozycji' stopy i dłonie, o tyle tancerki potrząsały falbanami, podnosiły brzegi sukni ukazując kawałek nogi lub czarowały nas korzystając z wachlarza. Co ciekawe, taniec był pełen pasji i emocji, a zarazem dumy i dostojeństwa.
Na odnotowanie zasługują też śpiewacy. Mimo nieznajomości języka słyszeliśmy w ich głosach emocje, skargi, gniew, tęsknotę, ból lub wściekłość.

Chwilami (zwłaszcza w drugiej części koncertu) na scenie panowała atmosfera jakby 'u cioci na imieninach' - grupka wykonawców skupiona wokół gitarzysty 'dorzucała' swój 'wkład' - czasem klaskali i kiwali głowami, jakby potakując gitarzyście, czasem 'komentowali' śpiewem lub tańcem, od czasu do czasu wznosili okrzyki, wznosili ręce, by uhonorować solistę, który właśnie wykonał swoją część.

Cieszy nas, że po raz kolejny przeżyliśmy i doświadczyliśmy czegoś ciekawego. Flamenco nie stanie się zapewne naszą pasją, ale możemy teraz powiedzieć coś więcej na ten temat ;-)

Brak komentarzy :