22 stycznia 2012

Wyprawa kajakowa

Niedzielnym bladoświtem wyjechaliśmy z domu na południe, w kierunku Goolwa.
Nie była to nasza pierwsza wizyta w tym miasteczku - od poprzedniej wizyty minął prawie rok...

Tym razem jednak od razu wjechaliśmy na wyspę Hindmarsh Island, kierując się na przystań na końcu Mundoo Channel Drive.

Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong

Naszym celem było dotrzeć na przystań przed dziewiątą rano, bo tuż po dziewiątej mieliśmy odbić od brzegu wypływając na kilkugodzinną wycieczkę kajakową po Parku Narodowym Coorong.

Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong

Wycieczka organizowana jest i prowadzona przez Brentona, który jest nie tylko miłośnikiem i znawcą przyrody, ale i sympatycznym kompanem w ciągu dnia. Nie bez znaczenia jest również i to, że babcia i mama Brentona pieką wspaniałe ciasta, które wpisują się później w plan wyprawy w postaci drugiego śniadania, lunchu i podwieczorku.

Brenton skontaktował się z nami w połowie tygodnia potwierdzając rezerwację (kilka dni wcześniej dość silnie wiało, ale niedziela zapowiadała się spokojnie - piękna bezchmurna pogoda, temperatura około dwudziestu kilku stopni (w Goolwa jest zwykle 5-6 stopni mniej niż w Adelajdzie), wiaterek ot tyle, żeby ochłodzić wycieczkowiczów). Okazało się, że oprócz nas popłynie jeszcze mama z synem - Sara i Sonny.
Brenton przypomniał o kapeluszach przeciwsłonecznych, o zabraniu balsamu z filtrem i o ubraniu, które osłoni nas przed gryzącym słońcem.

Od brzegu odbiliśmy nieco po dziewiątej w trzech kajakach. Brenton płynął najczęściej jako pierwszy pokazując nam drogę i opowiadając, co mijamy. Wskazywał na ptaki, które mijaliśmy podając ich nazwy i dodając ciekawostki dotyczące ich życia i zwyczajów.
Cykałam zdjęcia jako jedyna i raz po raz zdumiewał mnie fakt, że taki kajak to jednak nieco buja ;-))

Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong

Drugie śniadanie (babcine ciasteczka i pyszne, świeże owoce) poprzedziło wycieczkę przez busz. Spacer nazwany Berry Bush Walk urozmaicało podjadanie owoców i jagód.
Jedne słodkie, inne słone - doszukiwaliśmy się podobieństw ze znanymi nam smakami i dziwiliśmy się, jak wiele roślin oferuje jadalne owoce. Ponieważ byliśmy na terenie parku narodowego, mogliśmy się częstować podczas spaceru, ale oczywiście nie wolno nam było nic ze sobą zabierać.

Dla jasności napiszę, że takie podjadanie bogactw buszu może odbywać się jedynie w obecności naprawdę kompetentnego przewodnika. Wiele roślin kusząco wygląda, ale ich owoce mogą okazać się trujące. Niektóre na szczęście smakują tak nieciekawie, że od razu je wypluwamy ;-))

Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong

W czasie spaceru zobaczyliśmy też śliczne pająki-klejnociki (naprawdę! nazywają się Jewel Spiders - tu wynik wyszukiwania w przeglądarce, ale tych, które widzieliśmy nie ma wśród zamieszczonych zdjęć. 'Nasze' mieniły się na złotawo-zielonkawo i pięknie błyszczały w słońcu. Niestety, żadne ze zdjęć mi nie wyszło :-( ).

Kolejny odcinek pokonany kajakami, a potem kolejny spacer - tym razem na plażę od strony oceanu, przez malownicze wydmy, po gorącym piasku, po którym nie dało się iść boso.
Na plaży szukaliśmy jadalnych muszli...
Z dość marnym skutkiem...

Na szczęście Brenton to przewidział i miał zapas zebrany wczesnym rankiem, przed wypłynięciem. Czekały na lunch w pojemniku z morską wodą i zdążyły przez te parę godzin 'wypluć' piasek.

Od 2012_01_22_Coorong

Z plaży w pogodne dni widać wyspę Kangura (Kangaroo Island), ale tym razem powietrze nie było jednak dość przejrzyste :-(

Po przechadzce zasłużyliśmy na posiłek - Brenton ugotował muszle, a oprócz tego zaproponował nam kanapki i owoce.

Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong

Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong

A, ciekawostka: z ujścia rzeki Murray wybiera się piasek i odpompowuje wgłąb lądu, żeby zapobiegać zamulaniu i blokowaniu przepływu wody. Wymiana wody słonej i słodkiej jest niezbędna dla utrzymania równowagi tutejszego ekosystemu.

W oceanie wody nie brakuje, a w rzece - cóż, ani klimat nie pomaga, ani susze nie pomagają, nie pomaga też gospodarka rolna w górnym i środkowym biegu rzeki (Murray obdziela swoją wodą kilka stanów).

Od 2012_01_22_Coorong

Po posiłku znowu - hop do kajaków.
Tym razem dopłynęliśmy do plaży przy ujściu rzeki Murray do oceanu.
Tu Murray uchodzi do oceanu i tu woda słona spotyka się ze słodką. Swoistą naturalną przegrodą ograniczającą nieco mieszanie się wody słonej i słodkiej jest wyspa Hindmarsh Island.

Tutaj więcej informacji na temat rzeki Murray i zdjęcia z lotu ptaka pokazujące ujście do oceanu.

Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong

Przy ujściu rzeki widać zwykle wielu wędkarzy, którzy liczą na złowienie bardzo cenionej ryby - mulloway'a. Brenton się śmiał, że On zwykle łapie dużo ryb, a część obserwatorów ustawia się potem w miejscach, gdzie On łowił, licząc na podobny wynik ;-)

Od 2012_01_22_Coorong

Większość z łowiących stała na brzegu od strony Goolwa. To część lądu dostępna dla posiadaczy samochodów z napędem na cztery koła, na którą w zeszłym roku spoglądaliśmy tęsknym okiem z punktu widokowego nad plażą.

Po 'naszej' stronie rzeki rozciągał się półwysep Younghusband, który ciągnie się przez wiele kilometrów na południe, przez teren Parku Coorong. To piaszczysty wąski pas lądu, który oddziela przybrzeżne jeziora od stałego lądu. Jak mieliśmy okazję przekonać się w zeszłym roku - jadąc szosą nie można oglądać półwyspu, bo brzegi między drogą a jeziorami są często zbyt wysokie - nie widać ani jezior, ani tym bardziej półwyspu za nimi. Znowu: zupełnie inaczej wygląda sprawa, gdy się ma samochód z napędem na cztery koła ;-)

Na plaży pospacerowaliśmy, a potem zasiedliśmy do podwieczorku. I znowu: pyszne domowe ciasto, mrożona czekolada i musujący sok jabłkowy ;-)

Aż żal było wsiadać do kajaka wiedząc, że to już ostatni, powrotny odcinek. Sześć godzin minęło jak z bata strzelił.

Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong
Od 2012_01_22_Coorong

W czasie wyprawy wykiełkował pewien pomysł.

Zbieramy ekipę, aby z Brentonem popłynąć na kolejną wyprawę - taką, jakiej nie ma w Jego stałej ofercie, ale którą może dla nas zorganizować.

Trzymajcie kciuki, aby udało się zebrać ośmiu-dziewięciu śmiałków :-D

Brak komentarzy :