14 października 2011

A co to tak gna...?

Na początek tradycyjnie się zdziwię, że oto minął kolejny miesiąc i czas pisać bilans: a przecież tak niedawno pisałam poprzedni... Następnie zdziwię się, że już po raz trzeci minął nam w nowej ojczyźnie staroojczyźniany Dzień Nauczyciela... A potem, nadal zdziwiona, zacznę pisać bilans z okazji dwudziestu ośmiu miesięcy tutaj.

Byliśmy niedawno na spotkaniu powitalnym z okazji przybycia Nowej Trójki. Ależ to było miłe uczucie: poczuliśmy się jak starzy wyjadacze, mogliśmy się podzielić doświadczeniami, podpowiedzieć kilka strategii i możliwości ;-D Już nie jesteśmy 'nowoprzybyłymi' ;-)
Nieco wcześniej opijaliśmy kolejne nowe obywatelstwo wśród znajomych – zawsze nas to cieszy i inspiruje na zaś :-D Gratulujemy i... sprawdzamy, ile jeszcze musimy poczekać.
Odebraliśmy nasze karty Medicare (system państwowej opieki zdrowotnej, do której zyskaliśmy prawo po uzyskaniu stałego pobytu) i zamieniliśmy prywatne ubezpieczenie zdrowotne z opcji: gość/turysta na opcję rezydent.

Nadal większość czasu poświęcamy na pracę – jest o tyle łatwiej, że przestawiliśmy czas na letni, pogoda słonecznieje coraz bardziej, a dni wyraźnie się wydłużają.

W Bilansie rok temu pisałam o tym, jak to Najmilszy podpisał kontrakt, jak budował firmę – z perspektywy czasu widać, jaką drogę pokonał, jakie zdobył doświadczenie, jak wzrosły Jego notowania ‘w branży’ :-D – to bardzo cieszy i pozwala z nadzieją czekać na to, co czeka za zapowiadającym się zakrętem...

A ja? Hmmmm, patrzę na Miłego Mego i nie mogę się doczekać, kiedy i za moim zakrętem w końcu pokaże się widok naprawdę interesujący ;-) Na razie metodą małej łyżeczki rozkładam kolejne dni na serie ciekawych wyzwań i staram się trzymać takiego sposobu postrzegania mojej działalności zawodowej ;-)

Tradycyjnie, zerkam na poprzednie październikowe bilanse i:

- W porównaniu do lat ubiegłych wydaje się, że wiosna w tym roku przyszła ciut wcześniej – cytrusy, w tym niezawodna cytryna wynajęta, mają zawiązki owoców (poza pomarańczami – jedna odpoczywa, a druga ciągle nie wierzy, że albo się zbierze w sobie, albo ją wywalimy – choruje biedaczka, jakoś nam się nie udało to drzewko...). Brzoskwini w tym sezonie chyba nie będzie, za to małe nektarynki już są i powoli rosną.

Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011

- Trawnik zaliczył kilka sesji pielęgnacyjnych oraz osikanie ogólne przeciwchwastowe. Za domem sięga już prawie do samego ogrodzenia pod drzewami :-D

- Kwitną dwa storczyki – jedno cymbidium (miniwersja w porównaniu z kwiatostanem zakupionym, ale domowa, więc w sumie nie narzekam) oraz phalenopsis imieninowy (ho ho ho, to najpiękniejsze kwitnienie, jakie do tej pory kiedykolwiek wydarzyło się w naszym domu – idealny dowód na to, jak ważne są odpowiednie dla danej rośliny warunki).

Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011

- Fikusy pną się ku sufitowi – tak miło obserwować, jak budzą się z zimowego snu i wypuszczają nowe liście ;-)

- Kącik lawendowo-rozmarynowy do tej pory jest pełen kolorów – kwitły wszystkie rośliny po kolei, większość nadal jeszcze ma kwiatostany – bardzo mnie raduje ten liliowy narożnik ;-) Przy drzwiach w donicach pięknie rosną sukulenty – ciągle trwa tam jeszcze kilka kwitnień. Zdecydowanie, sukulenty okazały się bardzo wdzięczną grupą roślin do hodowania w nowej ojczyźnie.

Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011

- Bottle brush ma piękne, gęste czerwone szczotki – zakwitł później niż sąsiad z naprzeciwka, ale za to nadrobił ilością pióropuszy (wynik regularnych postrzyżyn serwowanych przez Najlepszego z Ogrodników). Kwitną też pozostałe krzewy koło domu.

Od Lawendowa_Chatka_2011

- Za domem - frangipani powoli rozwijają tegoroczne liście, a wiąz zamienił poprzednie nie-liście na bujną zieloną czuprynkę.

Bilans nie byłby pełny, gdyby zabrakło wzmianki o czworonożnych domownikach:

Popiołek niezmiennie jest oazą spokoju i wyrozumiałości (ucieka i chowa się jedynie, kiedy przychodzą goście, szczególnie, gdy są to nieduzi goście ;-).

Aganiok natomiast pozwolił nam podejrzeć, że wychodzi poza ogród za domem, ba, nawet pokazał którędy i w jaki sposób... Niespodzianka, niespodzianka, koty potrafią się wspinać na ogrodzenia... Hmmm, pozostaje trzymać kciuki za koci spryt i być w stałym kontakcie ze Św. Ritą oraz Św. Krzysztofem, żeby nasz rudy wędrownik trzymał się z dala od drogi i samochodów, a samochody - z dala od niego...
Jak do tej pory wraca z 'trofeami' w postaci plam po oleju silnikowym i wciąż kolejnymi zdobyczami do kolekcji... gum do żucia. Rośnie, mężnieje, jest coraz mądrzejszy, coraz częściej zdarza mu się przybiec, kiedy wołamy Go po imieniu, ma piękną gęstą grzywę, ale nie możemy w pełni docenić uroku tej grzywy, bo co parę dni trzeba z niej wycinać kolejną gumę do żucia - wrrrrrrrr!

Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011

Brak komentarzy :