23 października 2011

Wyprawy na Seaford

Od jakiegoś czasu jeździmy na południe, w okolice Seaford.
Za jakiś czas powstanie tam Dom Rodzinny.
Nie, to nie my w nim zamieszkamy.
Ale, w pewnym sensie, rodzina :-D

Na razie jeździmy, by świętować poszczególne etapy rozwoju przedsięwzięcia,
by podziwiać okolicę i dumać nad potencjałem,

Od Zdjęcia_Bloggera_5
Od Zdjęcia_Bloggera_5
Od Zdjęcia_Bloggera_5
Od Zdjęcia_Bloggera_5

by udeptywać piękną plażę Moana Beach,

Od Zdjęcia_Bloggera_5
Od Zdjęcia_Bloggera_5
Od Zdjęcia_Bloggera_5
Od Zdjęcia_Bloggera_5

by - last but not least - odwiedzać sympatyczną knajpkę koło deptaka - Deep Blue Cafe.

Wypiliśmy tam już trochę kawy,

Od Kulinaria
Od Kulinaria

zjedliśmy trochę wyśmienitych ciastek (domowych - pyszne, a przy tym: motywują do późniejszego spaceru, albo regenerują po wcześniejszym :-D),

Od Kulinaria
Od Kulinaria
zaliczyliśmy raz i drugi główny posiłek - mmmmmm.

Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

Knajpka ma nastrój wakacyjno-kurortowo-wyluzowano-nadmorski. Taki też ma wystrój - na ścianach wisi kolekcja w stylu 'coś z niczego', ale ma to swój urok.

Od Kulinaria

Obsługa to zespół młodych, sympatycznych, cierpliwych dziewczyn z poczuciem humoru, które są tu po to, aby gościom miło i smacznie płynął czas.

Można płacić kartą.
W zależności od pogody otwiera się lub zamyka okna, rolety, w zimie działa grzejnik gazowy. W październiku powstała nowa wersja części zadaszonej - hmmmm, czas jechać i sprawdzić osobiście, jak się sprawuje :-D

21 października 2011

Nihon ryōri ( 日本料理 )

Po zjedzeniu sporej ilości sushi zarówno w starej ojczyźnie, jak i w nowej, zarówno na wynos, jak i w barach sushi (na przykład tu) - o różnym poziomie cenowym i różnych standardach ;-), nadszedł czas na wizyty w restauracji, by dowiedzieć się o japońskiej kuchni nieco więcej.

Naszą kolejną kulinarną przygodę z kuchnią japońską - zaczęliśmy w restauracji Ginza. Po trosze była to zasługa wykupionego kuponu, po trosze wynik wertowania nieocenionej Entertainment Book. Wykupiony kupon ograniczał wybór z karty, więc przełożyliśmy jego wykorzystanie na następny raz i korzystając z podpowiedzi i wskazówek bardzo uprzejmego kelnera skomponowaliśmy posiłek.

Posiłek nie tylko bardzo nam smakował, ale i podobała nam się jego wizualna strona (przepraszam za jakość zdjęć, ale tym razem musiał wystarczyć telefon...).

Na początek małe conieco:

Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

Dania główne: ryba, wegetariańska tempura (w Ginza smakuje mi najbardziej spośród wszystkich, jakie próbowałam do tej pory), tsukemono (japońska wersja kiszonej kapusty - raczej marynowana niż kiszona) i ryż.

Od Kulinaria

Uczta dla ciała uzupełniona jest bowiem w Ginza i ucztą dla ducha - wnętrze urządzono w prostym, czystym stylu, z zachowaniem charakteru japońskiego. Restauracja składa się z dwóch części - z przodu sala bardziej 'europejska' (chociaż oprócz tradycyjnych stolików, są też takie z dziurami na nogi, przy których kelnerki oraz niektórzy goście siadają podczas posiłku na podwiniętych nogach), w głębi - tradycyjny japoński grill - na stolikach ustawione są palniki i kociołki.

Wróciliśmy tam po kilku tygodniach, by wykorzystać kupon (nie jest to jednak najlepszy sposób na poznanie i docenienie tutejszej kuchni - osobiście odradzamy na pierwszą wizytę) i potem znowu, by 'wypróbować' salę w głębi.
Hmmmm, wegetariański grill nie okazał się najlepszym pomysłem.

W ogóle zaskoczyło mnie, że Ginza może nie jest nieprzyjazna wegetarianom, ale wybór jest trudny i mocno zawężony. Jeśli komuś nie przeszkadza jedzenie za każdym razem pięknie się prezentującej i smacznej tempury - voila!, ale jeśli ktoś szuka możliwości popróbowania większej ilości potraw... polecam dalszą lekturę posta ;-)


Kolejne miejsce odwiedziliśmy, bo uczcić dwa lata pobytu w nowej ojczyźnie. Matsuri mieści się na słynnej Gouger Street, wychodzi się po schodach na pierwsze piętro, zdejmuje buty i zasiada do ucztowania przy jednym ze stolików w sali ogólnej (barowej) lub w sali z parawanami. Na szczęście stoliki w sali z parawanami (podobnie jak w Ginza) wyglądają na tradycyjne japońskie, ale też mają pod spodem 'dziurę' na nogi. Tradycyjną klęczącą pozycję zajmują zatem tylko obsługujące gości kelnerki w kimonach.

Od Kulinaria
Od Kulinaria

Zaczęliśmy od sałatki z awokado i tofu w trzech smakach. Sałatka zyskała wyższą ocenę niż moje tofu, które jednak... chyba trzeba lubić w tej postaci.

Od Kulinaria
Od Kulinaria

Potem dania główne: kociołek z owocami morza i zupa z makaronem, a potem kaczka i warzywna tempura.


Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

Od Kulinaria

Jeśli chodzi o ocenę wnętrza i atmosfery - super,
jeśli chodzi o kartę dań - Mitsuri wygrywa z Ginzą ze względu na różnorodność dań. Ceny? Porównywalne.
Obsługa - wygrywa Ginza (co nie znaczy, że w Mitsuri jest źle, po prostu w Ginza jest bardzo miło i profesjonalnie).
Jedzenie? Bardziej nam smakowało w Ginza. Ogólnie, bo jeśli chodzi o konkretne dania to mamy swoich faworytów i swoje 'złe trafienia' w obu miejscach.
Czy wrócimy? Do Ginza - tak, do Mitsuri - niekoniecznie.

A dlaczego?

Bo kolejnym odwiedzonym miejscem było Hotaru, które od pierwszej wizyty podbiło nasze serca, podniebienia i żołądki, i dzierży puchar lidera.
Od pierwszej wizyty minął ledwie tydzień, a już zameldowaliśmy się ponownie. I tych powrotów będzie zapewne więcej ;-) Jest to nasze trzecie ulubione miejsce na słynnej Gouger Street ;-D

Tu spróbowaliśmy sake (gorącej!).
Tu jedliśmy najlepszą zupę miso.
Tu jest największa oferta sushi i sashimi.
Tu Najmilszy zjadł swoją 'rybę życia' (dwukrotnie, jak dotąd) :-D
Tu na zakończenie kolacji zjedliśmy lody i okazały się pyszne.
Tu karta dań obiecuje dalsze niezwykłe kulinarne przygody i odkrycia.
Tu serwuje się nieczęsto spotykanego w restauracjach tuńczyka błękitnopłetwego, a oprócz powszechnie spotykanych rolowanych sushi także takie rolowane w kształt wrzeciona.

Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

Od Kulinaria
Od Kulinaria

Tempura z owoców morza, tempura warzywna i sałatka z dodatkiem wodorostów:


Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

'Ryba życia':


Od Kulinaria
Od Kulinaria

I lody: o smaku zielonej herbaty i o smaku czarnego sezamu - mmmmmmmm...


Od Kulinaria

Japońska przygoda trwa ;-D 


Na mapie Adelaide czeka na nas jeszcze kilka punktów wartych obadania.
Rośnie nasze doświadczenie i z radością wracamy po więcej :-D

Itadakimasu!

Odwiedziny

Juuuuuupiiii!!!!

Z ogromną radością informuję, że dziś po raz pierwszy widziałam w ogrodzie za Chatką długo oczekiwanych Gości.

Nie zrobiłam zdjęć, bo... trzeszczy nam podłoga w pokoju gościnnym, a aparat był w kuchni. Nie chciałam ich spłoszyć.

Uffffff, mam nadzieję, że po tym zwiastunie częściej będziemy u nas gościć... papugi ;-D

14 października 2011

A co to tak gna...?

Na początek tradycyjnie się zdziwię, że oto minął kolejny miesiąc i czas pisać bilans: a przecież tak niedawno pisałam poprzedni... Następnie zdziwię się, że już po raz trzeci minął nam w nowej ojczyźnie staroojczyźniany Dzień Nauczyciela... A potem, nadal zdziwiona, zacznę pisać bilans z okazji dwudziestu ośmiu miesięcy tutaj.

Byliśmy niedawno na spotkaniu powitalnym z okazji przybycia Nowej Trójki. Ależ to było miłe uczucie: poczuliśmy się jak starzy wyjadacze, mogliśmy się podzielić doświadczeniami, podpowiedzieć kilka strategii i możliwości ;-D Już nie jesteśmy 'nowoprzybyłymi' ;-)
Nieco wcześniej opijaliśmy kolejne nowe obywatelstwo wśród znajomych – zawsze nas to cieszy i inspiruje na zaś :-D Gratulujemy i... sprawdzamy, ile jeszcze musimy poczekać.
Odebraliśmy nasze karty Medicare (system państwowej opieki zdrowotnej, do której zyskaliśmy prawo po uzyskaniu stałego pobytu) i zamieniliśmy prywatne ubezpieczenie zdrowotne z opcji: gość/turysta na opcję rezydent.

Nadal większość czasu poświęcamy na pracę – jest o tyle łatwiej, że przestawiliśmy czas na letni, pogoda słonecznieje coraz bardziej, a dni wyraźnie się wydłużają.

W Bilansie rok temu pisałam o tym, jak to Najmilszy podpisał kontrakt, jak budował firmę – z perspektywy czasu widać, jaką drogę pokonał, jakie zdobył doświadczenie, jak wzrosły Jego notowania ‘w branży’ :-D – to bardzo cieszy i pozwala z nadzieją czekać na to, co czeka za zapowiadającym się zakrętem...

A ja? Hmmmm, patrzę na Miłego Mego i nie mogę się doczekać, kiedy i za moim zakrętem w końcu pokaże się widok naprawdę interesujący ;-) Na razie metodą małej łyżeczki rozkładam kolejne dni na serie ciekawych wyzwań i staram się trzymać takiego sposobu postrzegania mojej działalności zawodowej ;-)

Tradycyjnie, zerkam na poprzednie październikowe bilanse i:

- W porównaniu do lat ubiegłych wydaje się, że wiosna w tym roku przyszła ciut wcześniej – cytrusy, w tym niezawodna cytryna wynajęta, mają zawiązki owoców (poza pomarańczami – jedna odpoczywa, a druga ciągle nie wierzy, że albo się zbierze w sobie, albo ją wywalimy – choruje biedaczka, jakoś nam się nie udało to drzewko...). Brzoskwini w tym sezonie chyba nie będzie, za to małe nektarynki już są i powoli rosną.

Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011

- Trawnik zaliczył kilka sesji pielęgnacyjnych oraz osikanie ogólne przeciwchwastowe. Za domem sięga już prawie do samego ogrodzenia pod drzewami :-D

- Kwitną dwa storczyki – jedno cymbidium (miniwersja w porównaniu z kwiatostanem zakupionym, ale domowa, więc w sumie nie narzekam) oraz phalenopsis imieninowy (ho ho ho, to najpiękniejsze kwitnienie, jakie do tej pory kiedykolwiek wydarzyło się w naszym domu – idealny dowód na to, jak ważne są odpowiednie dla danej rośliny warunki).

Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011

- Fikusy pną się ku sufitowi – tak miło obserwować, jak budzą się z zimowego snu i wypuszczają nowe liście ;-)

- Kącik lawendowo-rozmarynowy do tej pory jest pełen kolorów – kwitły wszystkie rośliny po kolei, większość nadal jeszcze ma kwiatostany – bardzo mnie raduje ten liliowy narożnik ;-) Przy drzwiach w donicach pięknie rosną sukulenty – ciągle trwa tam jeszcze kilka kwitnień. Zdecydowanie, sukulenty okazały się bardzo wdzięczną grupą roślin do hodowania w nowej ojczyźnie.

Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011

- Bottle brush ma piękne, gęste czerwone szczotki – zakwitł później niż sąsiad z naprzeciwka, ale za to nadrobił ilością pióropuszy (wynik regularnych postrzyżyn serwowanych przez Najlepszego z Ogrodników). Kwitną też pozostałe krzewy koło domu.

Od Lawendowa_Chatka_2011

- Za domem - frangipani powoli rozwijają tegoroczne liście, a wiąz zamienił poprzednie nie-liście na bujną zieloną czuprynkę.

Bilans nie byłby pełny, gdyby zabrakło wzmianki o czworonożnych domownikach:

Popiołek niezmiennie jest oazą spokoju i wyrozumiałości (ucieka i chowa się jedynie, kiedy przychodzą goście, szczególnie, gdy są to nieduzi goście ;-).

Aganiok natomiast pozwolił nam podejrzeć, że wychodzi poza ogród za domem, ba, nawet pokazał którędy i w jaki sposób... Niespodzianka, niespodzianka, koty potrafią się wspinać na ogrodzenia... Hmmm, pozostaje trzymać kciuki za koci spryt i być w stałym kontakcie ze Św. Ritą oraz Św. Krzysztofem, żeby nasz rudy wędrownik trzymał się z dala od drogi i samochodów, a samochody - z dala od niego...
Jak do tej pory wraca z 'trofeami' w postaci plam po oleju silnikowym i wciąż kolejnymi zdobyczami do kolekcji... gum do żucia. Rośnie, mężnieje, jest coraz mądrzejszy, coraz częściej zdarza mu się przybiec, kiedy wołamy Go po imieniu, ma piękną gęstą grzywę, ale nie możemy w pełni docenić uroku tej grzywy, bo co parę dni trzeba z niej wycinać kolejną gumę do żucia - wrrrrrrrr!

Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011
Od Lawendowa_Chatka_2011