29 czerwca 2011

Pożegnanie czerwca


Splot kilku okoliczności złożył się na wyjątkowy podarek - nazwijmy go Pożegnaniem czerwca.

Volvik czeka na nowy alternator, Najmilszy z Moich Mężów dostał na dziś dłuuuuugą listę zleceń - jednym słowem: wybór padł na tramwaj, jako środek transportu. Kiedy budzik rano zadzwonił po raz pierwszy - zalała mnie fala współczucia dla Najmilszego, ze już musi wstać, naprzeciw zimnemu porankowi. Kiedy zadzwonił po raz drugi - zalała mnie..., tfu! wróć: pomyślałam: jak to? już?

Jadę dziś postudiować, wiec mogłam sobie pozwolić na wygodne sportowe buty - to znacznie uprzyjemniło spacer do tramwaju. Szłam i przeżywałam déjà vu: wracaly obrazy, emocje, myśli sprzed dwóch lat - z pierwszych spacerów po Glenelg...

Właściwy Obrazek narodził się, kiedy zobaczyłam ocean. Wzrusza mnie niezmiennie, cieszy nie mniej niż pierwszego dnia, uruchamia zawsze w mojej głowie taki filozoficzno-artystyczny tryb myślenia ;-)

Poranek. Odpływ. Spokojna, jasnoniebieska tafla wody, nad nią czyste błękitne niebo. Na molo kilku spacerowiczów, na samym końcu, jak zwykle, wędkarze. Jedno molo prawdziwe, poniżej drugie - odbicie sięgają daleko w ocean, równymi ciemnoszarymi liniami. Jest chłodno, ale bezwietrznie. Po plaży po jasnym piasku jedzie ciągnik, który zbiera 'dary oceanu', czyli dosyć spore ilości wodorostów wyrzucone na brzeg. Na plaży i na deptaku mijają się biegacze i spacerowicze, jednej z pań towarzyszy pies.

Widzę tez samolot - leci już dość nisko i pod takim kątem, ze wydaje się przesuwać powoli - jakby pozwalał pasażerom nacieszyć się widokami, jakby pomagał im w pełni ucieszyć się tym, co ich czeka - za parę minut wylądują w pięknej gościnnej Adelajdzie :-)

Kolejny bonus poranka? (Jakby potrzeba było czegokolwiek więcej ;-)) Wsiadłam do tramwaju, drzwi się za mną zamknęły i tramwaj ruszył. Hmmmm, dostałam od Losu kwadrans ;-))

Brak komentarzy :