3 czerwca 2011

Aniołowie w ratuszu

O ile poprzednie dwa koncerty dzieliło wiele tygodni, tak tym razem wróciliśmy do ratusza po zaledwie kilku dniach.

W piątkowy wieczór na dobry początek czerwca pojawiliśmy się najpierw na wykładzie - słowo wstępne przed koncertem wygłaszał dyrektor chóru (chorusmaster) Adelaide Chamber Singers - Carl Crossin. Absolwent Konserwatorium Muzycznego w Sydney i Uniwersytetu Adelajdzkiego, zdobył też specjalistyczną wiedzę z zakresu dyrygowania chórem w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. W 2007 roku odznaczony Orderem Australii za zasługi w dziedzinie muzyki.

Opowiedział nam o zbliżającym się koncercie:

- kto pojawi się na scenie, nieco o chórze, nieco o każdym z pięciu solistów: chór powstał w 1985 roku i od początku jego założyciel - Carl Crossin był dyrektorem artystycznym i dyrygentem; związek z ASO trwa już wiele lat i został uwieczniony na wielu płytach, muzycy odbyli jak dotąd sześć światowych tournee do Wielkiej Brytanii, USA, Kanady, Norwegii, Singapuru i Japonii, w 2006 zdobyli nagrodę (pierwszego chóru świata) Choir of the World at Kathaumixw, od 1994 roku biorą udział w prawie każdym festiwalu Adelaide Festival oraz innych: Filmowym, Fringe, WOMADelaide i wielu wydarzeniach muzycznych w różnych częściach Australii;

- potem o Bachu i epoce, warunkach, w jakich pracował, jak odbierano jego samego i jego twórczość, o każdym z dwóch utworów, o tym, że Magnificat został przekomponowany z tonacji Es dur na D dur w okresie żałoby po śmierci elektora Fryderyka Augusta I Saksońskiego - Bach usunął elementy bożonarodzeniowe, aby utwór można było wykonywać we wszystkie święta, zamienił flety proste na poprzeczne i obniżył tonację na D dur, która była bardziej odpowiednia dla trąbek. Usłyszeliśmy też, że w epoce Baroku nie było standardowego dźwięku według którego strojono orkiestrę, inny standard obowiązywał w kościołach protestanckich, inny w katolickich, kształtowała się dopiero wielkość i skład orkiestry, zmieniały się instrumenty itp itp.
Tu ciekawy, moim zdaniem, artykuł o historii orkiestry symfonicznej.

- i jeszcze o drugiej części koncertu, czyli o czwartej symfonii estońskiego kompozytora Arvo Pärta, który 37 lat po napisaniu trzeciej symfonii, skomponował czwartą - dedykowaną Michaiłowi Chodorkowskiemu i wykonaną po raz pierwszy w Mieście Aniołów.
Styl kompozytora zwany jest tintinnabuli (od łacińskiego dźwięczącego dzwonu) - i opowiada według kompozytora o subiektywnym świecie: egoistycznej codzienności grzechu i cierpienia i obiektywnej sferze przebaczenia - tragiczny ton symfonii nie jest lamentem, ale ukłonem w stronę Chodorkowskiego - wielkiej siły ludzkiego ducha i godności. Symfonia jest więc kanonem do aniołów stróżów wszystkich uwięzionych.

Po przerwie zasiedliśmy, by wysłuchać trzeciego z Serii Mistrzowskiej koncertu zatytułowanego Angels (Anioły):

- w pierwszej części dwóch utworów Jana Sebastiana Bacha:

Cantata No. 80 (Ein feste Burg ist unser Gott) - napisana na obchody Święta Reformacji (31 października) i oparta na hymnie autorstwa Marcina Lutra - A Mighty Fortress Is Our God

i Magnificat - napisany na Boże Narodzenie, najprawdopodobniej w 1723 roku; tekst utworu to fragment z pierwszego rozdziału Ewangelii Św. Łukasza (wersy 46-55)

Orkiestrze pod batutą Arvo Volmera (główny dyrygent i dyrektor muzyczny ASO) towarzyszył chór Adelaide Chamber Singers oraz pięciu solistów:
- Sara Macliver, Sopran
- Greta Bradman, Sopran
- Sally-Anne Russell, Alt
- Paul McMahon, Tenor
- Stephen Bennett, Bas

- a po przerwie orkiestra w rozszerzonym składzie wykonała Czwartą Symfonię "Los Angeles" Arvo Pärta.


Każdy koncert udowadnia, że Adelaide Symphony Orchestra (Adelajdzka orkiestra symfoniczna) to muzyczny kameleon - ich repertuar jest niesamowicie zróżnicowany - współpracują z wieloma różnymi artystami, goszczą nie tylko dyrygentów, ale i solistów oraz chóry z całego świata, grają utwory z różnych epok i okresów historii muzyki, włączając w to nie tylko kompozycje współczesne, ale i muzykę o różnym charakterze - filmową, jazz; całkiem niedawno grali swój muzyczny ukłon w stronę dorobku Queen.

Dzisiejszy koncert pięknie zilustrował to, co napisałam powyżej - w pierwszej części orkiestrze towarzyszył chór Adelaide Chamber Singers - oraz pięciu solistów-śpiewaków, po czym po antrakcie - zniknął chór, pojawiły się nowe instrumenty (więcej smyczków, harfa, kotły, plus niektóre nietypowe, czytaj: współczesne, instrumenty perkusyjne), a wszystko po to, abyśmy ze świata tradycyjnej muzyki barokowej mszy mogli się przenieść w świat współczesnych rozważań filozoficznych nad duchowością, miejscem człowieka we Wszechświecie, nad sensem otaczającej nas rzeczywistości autorstwa współczesnego estońskiego kompozytora.
Niby ta sama orkiestra, ten sam dyrygent, a tak różne światy, tak różna atmosfera, tak odmienny spektakl - nie powiem, naszym zdaniem, w drugiej części było trudno...

Najłatwiej mi porównać te dwie części do wizyty w galerii sztuki - najpierw oglądamy obrazy starych mistrzów - 'realistów' - ich perspektywę, kolory, udrapowane tkaniny, symbolikę, odnośniki biblijne i mitologiczne - uzbrojeni w szkolną wiedzę, w kulturowe korzenie 'wiemy, co widzimy' i decydujemy, czy nam się podoba, czy nie.
A potem, wyobraźmy sobie, przechodzimy do sal, gdzie eksponowana jest sztuka współczesna (o nie! kubiści to byłaby łatwizna, oglądamy naprawdę niedawno namalowane obrazy, bardzo proszę!) i co? I jest trudniej, bo 'nie wiemy, co widzimy' - skończył się realizm i zostajemy sam na sam z własną interpretacją. Na niewiele nam wiedza, włączamy zatem intuicję. Możemy się co najwyżej poratować recenzjami autorytetów oraz drukowanym przewodnikiem po wystawie, jeśli takowy mamy...
No. To tak mniej więcej było w drugiej części koncertu...

A ja się cieszyłam, bo dzięki temu 'zyskał' i Bach i mój bardzo lubiany Magnificat, który niezmiennie mnie wzrusza ;-) I pomyśleć, że gdyby nie konieczność wpasowania utworu w mszę, być może moglibyśmy się cieszyć utworem dłuższym niż 29 minut?
Miło też było wrócić myślami do koncertu parę lat temu w krakowskiej Filharmonii podczas Festiwalu Bachowskiego, kiedy też razem z Najmilszym słuchaliśmy Magnificat...

Brak komentarzy :