8 maja 2011

Weekend majowy

Nie, nie długi - zwykły, dwudniowy, ale specjalny, bo upływa pod hasłem: bigos.
Chatkę wypełniają zapachy, słychać skwierczenie podsmażanych pyszności, słychać szatkowanie kapusty (głośno chrupie surowa, kiszona - dużo subtelniej, bardziej miękko ;-)).

Wczoraj pojechaliśmy po zakupy bardzo miłą, choć nieczęsto używaną trasą tj. w stronę portu. Byliśmy u Joego, który ma fantastyczne warzywa oraz ze dwa regały dóbr firmowanych przez Gaganisa, byliśmy u Chińczyków, u których można dostać suche dobra sojowe, odwiedziliśmy sklep Standom, gdzie zawsze uda się wypatrzyć coś ciekawego, chociaż z założenia to masarnia (ja patrzę zwykle w inną stronę niż Najmilszy - wczoraj wypatrzyłam puste półki na stojaku, gdzie regularnie i zawsze krótko ;-) leży chleb autorstwa Mistrza z Artisan, a potem konfiturę z róży z Beerenberg i polski żurek w słoiku (zrobiło się zimno i zaliczyłam kolejne trzy porażki przy próbie produkcji domowego żurku :-((, postanowiłam zatem, chwilowo, pójść na skróty).

Dziś od rana powstaje bigos... No dobrze, będzie osobny post, Kiedy-Nadejdzie-Pora.

Teraz chciałam napisać o tym, że oto w Chatce nastała Nowa Era.
Nasze gotowanie zwykle polega na tym, że kuchnię obejmuje we władanie jedno z nas i powstaje jedzeniowe coś. Wczoraj wieczorem po zakupach zrealizowałam dwie impresje w postaci muffinek: jedna impresja jest pączkowa (uczciłam w ten sposób konfitury z róży), a druga - jesienna (muffinki są czekoladowo-korzenne ze świeżą gruszką).

Od Kulinaria

Dziś kolej Najmilszego - króluje w kuchni i wyczarowuje bigos. Całe szczęście, że na samym początku wyciągnął Duży Gar ;-)) Dlaczego? Bo bigosowe 'niekapuściane wkładki' stworzyły taką proporcję, że Najmilszy zawnioskował o dowóz kapusty.

Od Kulinaria

I tu dochodzimy do opisu Nowej Ery: po pierwsze - jak się gotuje taki bigos, to trzeba go pilnować i nie należy spuszczać z oka, po drugie - wiadomo, że do bigosu trzeba dolać wina, ale jakże tak dolać, nie sprawdzając, czy wino się nadaje??

OK, teraz już naprawdę doszliśmy do opisu Nowej Ery: Najmilszy podniósł głowę znad Dużego Garnka i wymienił składniki, których Mu niezwłocznie potrzeba. Spojrzał na mnie znacząco, a ja - juuupiii!!! -
wzięłam notes, gdzie zapisałam podyktowaną listę, wzięłam siaty, karty i kluczyki, po czym...
wsiadłam do Volvika,
pojechałam,
zaparkowałam,
zakupiłam,
wyjechałam z parkingu bez dotykania innych samochodów, krawężników, ludzi, wózków, drzew, słupków i wkurzając lekko jedynie dwóch Niecierpliwych-Kierowców-Próbujących-Wjechać-Na-Parking-z-którego-ja-wyjeżdżałam-nie dotykając-przy-tym-niczego,
dynamicznie włączyłam się do ruchu z nadzieją, że obyło się bez wymuszenia pierwszeństwa na tych, co z West Beach
i po chwili podjechałam pod Chatkę,
przytaszczyłam dwie siaty
i przekazałam w ręce Najmilszego.

Wooow! - prawda?
Jeszcze w marcu nie byłoby to możliwe ;-))

Brak komentarzy :