5 kwietnia 2011

Inauguracja sezonu grzybowego 2011


Miły Mój zaproponował wypad do lasu na rekonesans: co tam słychać w kwestii grzybów? Rok mamy za sobą raczej mokry, lato obfitowało w deszcze, w ogrodzie za domem, tu i tam pod płotami powyrastały niechciane trujaki, więc może i kulinarne zapędy grzybiarzy dałoby się usatysfakcjonować?
Decyzję jedynie w nas umocnił znajomy, kiedy zadzwonił z wieściami, że tak, że są, że dostał, jadł i są pyszne.

OK. Po sobotnim powitaniu Nowego Domownika, w niedzielny poranek wyjechaliśmy na grzyby. Po drodze odwiedziliśmy jeden z lokalnych pchlich targów, gdzie kupiliśmy koszyk piknikowy (który od razu miał przejść chrzest bojowy) i oldskulowe sznurkowe siaty na zakupy ;-)

Grzybów było tyle, że aż wychodziły z lasu. Pogoda była ładna, choć po południu słońce się już zawahało i powiało chłodem.
Czekały na nas całe połacie maślaków i rydzów. Maślaki zbieraliśmy malutkie do zamarynowania w słoikach i nieco większe na sosy - do zamrożenia po zblanszowaniu. Te do marynowania wypełniły trzy czwarte wiaderka.
Mieliśmy też okazję podziwiać bardzo malownicze dorodne muchomory - prezentowały kropki i kołnierzyki, jakby prosząc o zdjęcia portretowe. Nawet nie zbierając niektórych grzybów miło jest móc docenić ich urodę ;-)

Od Zdjęcia Bloggera 4
Od Zdjęcia Bloggera 4
Od Zdjęcia Bloggera 4

Rydze były wszędzie - większość zdrowa, my już rozpuszczeni tutejszym bogactwem wybieraliśmy tylko te najmłodsze, najświeższe, najbardziej mięsiste i nie za duże. Zbieranie było przyjemnością, ale i sam spacer się udał.
Z nutką nostalgii w głosie skomentowaliśmy nasze zeszłoroczne skórki po mandarynkach, znaleziony i porzucony zepsuty koszyk, który uwieczniła na zdjęciach rok temu L. (pozdrawiamy ;-) i porównywaliśmy, które zagłębie grzybowe jak wypada w porównaniu z ubiegłym sezonem.

Od Zdjęcia Bloggera 4
Od Zdjęcia Bloggera 4
Od Zdjęcia Bloggera 4
Od Zdjęcia Bloggera 4

Do domu wracaliśmy tak, by rzucić okiem na bardzo malowniczy zbiornik retencyjny w Myponga, który zapewnia wodę częściowo dla Adelajdy, w większości zaś dla południowych terenów poniżej miasta.

Od Zdjęcia Bloggera 4

Od Zdjęcia Bloggera 4
Od Zdjęcia Bloggera 4

Do domu dotarliśmy wieczorową porą i od razu przystąpiliśmy energicznie do działania - ani czas, ani nadciągający poniedziałek nie były nam sprzymierzeńcami, przy okazji mieliśmy też nieco kilometrów w nogach i ileś tam zaliczonych w ciągu dnia przysiadów ;-))

Od Kulinaria

W kuchni powstała linia produkcyjna, gdzie Najmilszy sortował, mył i obgotowywał kolejne porcje, ja na zapleczu przygotowywałam zalewę (oczywiście nie obyło się bez międzykontynentalnej konsultacji z Hobbitami ;-), obierałam czosnek i cebulę.
Wersja optymistyczna głosiła, że skończymy pewnie tuż po północy. Faktycznie skończyliśmy... po trzeciej...

Od Kulinaria
Od Kulinaria

Poszły w ruch słoiki, pojawił się w kuchni duży gar, zapełniły się kupione w piątek nowe chińskie kamionki, wykorzystaliśmy przywiezione przyprawy, czosnek i cebulę.
Pracowały trzy palniki na kuchence oraz dzielny Thermomix - powstawały kolejne porcje zalewy do marynaty i solanki do kiszenia.

Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

A potem poszliśmy chwilę pospać, bo z przetworami tak już jest, że na efekty trzeba poczekać ;-)

Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

Zapasik ustawiony na stole oraz kamionki na blacie w pełni wynagradzają niedobór snu na progu nowego tygodnia pracy, a wypełniający Chatkę zapaszek zdradza, że proces kiszenia już się rozpoczął ;-)
W zeszłym roku akcja Kiszony Rydz 2010 odbyła się pięć tygodni później niż w tym roku - tym razem także temperatura jest naszym sprzymierzeńcem.

Dopisek z drugiej połowy kwietnia:
Eksperyment z szybkim kiszeniem się udał - rydze gotowe po dwóch tygodniach - kwaśne, chrupiące, ale bardzo bardzo słone - przed użyciem trzeba je wymoczyć.
Zniknęły w ekspresowym tempie.
Wersję można powtarzać, bo pomaga przetrwać długie czekanie na właściwie-kiszone-rydze, ale wersja szybka to nie ta sama jakość ;-)

Od Kulinaria

Dopisek z 8 maja:
Po pięciu tygodniach kiszone rydze w kamionkach wyglądają tak ;-)) Werdykt: jeszcze na nie za wcześnie, jest już smak, ale nie ma chrupkości.
Kolor przeważa nad walorami smakowymi ;-))
Kamionki wymyte, obciążenie już niepotrzebne, dolana nowa porcja solanki.
Czekamy dalej ;-)

Od Kulinaria

2 komentarze :

Unknown pisze...

Czytam Waszego bloga od jakiegoś czasu. Naprawdę uroczy z Was ludzie. Zazdroszczę pogody ducha i pogodnego nastawienia do świata... oby tak dalej. Podobacie mi się także, bo jesteście sobą. Nie staracie się być, po wyjeździe z Polski, bardziej Australijczykami, niż wszyscy Australijczycy razem wzięci.

Ania

Unknown pisze...

Aguś Kochana,to wszystko zjecie, co z zapasami z zeszłego roku...