6 marca 2011

Jesień?

Dziś sobota - szósty dzień jesieni. Na szczęście nadal świeci słońce i jest ciepło w ciągu dnia, choć poranki i wieczory są już, niestety, 'rześkie'.
W przeciwieństwie do Najmilszego mego, ja na słowo 'rześkie' nie reaguję uśmiechem zadowolenia na twarzy, osobiście zdecydowanie wolę słowo: 'upał'.

Wczoraj równo podzieliliśmy się obowiązkami: Najmilszy pojechał do pracy, a ja wdziałam strój kąpielowy i kąpałam się... w słońcu na trawie za Chatką ;-) Koty popatrywały na mnie z mieszanką politowania i wyrozumiałości w oczach, oba ułożone na plackach cienia koło beczek.

Na usprawiedliwienie napiszę, że popełniłam w ciągu tygodnia sporo nadgodzin w biurze i wypoczynek baaardzo mi się przydał.
Wieczór spędziliśmy potrójnie przyjemnie: po pierwsze w ulubionej hinduskiej knajpce, po drugie w miłym towarzystwie, a po trzecie - zarówno serwis, jaki i jedzenie były wyśmienite. Zwycięzcą wieczoru okazała się kaczka (Duck curry), chociaż zarówno jagnięcina, jak i kozina zebrały sporo pochwał (domyślacie się, że powyższe opinie jedynie cytuję za mięsożercami ;-)).

Zbliża się niedzielne południe, słońce radośnie przygrzewa, a za oknem brzmi kosiarkowe stereo - Najmilszy wyszedł trawnikom naprzeciw po raz pierwszy od wielu miesięcy (dzięki Tacie Hobbitowi, który dzielnie przejął ten obowiązek podczas swojego u nas pobytu), a sąsiad zza ulicy podchwycił pomysł.
Ja tam lubię trawę w wersji nieskoszonej, ale poddaję się opinii ogółu, że wykoszony = zadbany. Dla mnie jedną z cech zadbania jest to, że w wyniku wysiłków Najmilszego (a wysiłki były długofalowe i systematycznie wdrażane) na naszych trawnikach w końcu nie ma chwastów! Tadaaam!

W tygodniu odwiedził nas Dyskretny Agent (przydomek zyskał, kiedy na czas wizyty Hobbitów zawiesił swe regularne wcześniej, cotrzymiesięczne wizyty). Tym razem udało mu się spotkać Najmilszego, który w tym dniu odstawił służbowy samochód do serwisu i zamiast do pracy pojechał z kotami do weterynarza na od dawna należący im się przegląd i szczepienie.

Pani doktor wyoglądała, posprawdzała, zważyła (Popiołek - 5800, Aganiok - 3700) i zaszczepiła porcją wprost proporcjonalną do pokonywanych dystansów pozadomowych (czyli Popiołek Przydomowy - wersja podstawowa, a Aganiok Powsinoga - wersja wzmocniona).
Przed wyjazdem na wizytę w domu odbyła się prawdziwa bitwa strategiczna, którą streścić mógłby mrożący krew w żyłach tytuł: Jak upchnąć do jednej klatki dwa koty i nie spóźnić się na umówioną wizytę do weterynarza?
Po drodze co niektórzy tak się bali, że aż się posikali (a fe! wstyd!), ale zaprawiona w bojach Pani Doktor po prostu sięgnęła po ręcznik zanim wzięła pacjenta w obroty. Oznak ospałości, czy załamania nastroju po szczepionce - jak zwykle - nie stwierdziliśmy, za to apetyt wynikający z konieczności wynagrodzenia szkód moralnych - a jakże ;-))

1 komentarz :

@nia pisze...

Agnieszko zawsze wydawalo mi sie,ze kiedy w Europie wiosna to dopiero w Australii jesien. U nas zaczyna sie wiosna od 21 marca to wtedy dopiero zaczyna sie u Ciebie chybajesien. A ty piszesz juz o jesieni, czy tak bardzo za nia tesknisz? -)Nie mam pojecia dlaczego ja tak bardzo przyspieszylas?! Ciesz sie jeszcze ostatnimi dniami lata.
Gorace pozdrowionka ( przedwiosenne)
@nia