14 lipca 2010

Obrazek wspomnieniowy...


Zaczęło się niewinnie: poprosiłam Miłego Mego, że jeśli się kiedyś będziemy zaręczać, to ja poproszę Pierścień Arabelli... A jeśli się nie uda, to chociaż z akwamarynem.
No i Miły włożył mi na palec pierścionek z aliansem z... szafirem...
Uwierzył słodko uśmiechniętej (tak to widzę oczyma duszy mej) pani-sprzedawczyni u jubilera, a ja... przeczytałam treść certyfikatu podczas pozaręczynowej kolacji....

O naiwności, u tego samego jubilera postanowiliśmy (hm hm... my) wymienić szafir na akwamaryn....
Pan jubiler zaczął się plątać w zeznaniach. W końcu przyciśnięty do muru pytaniem, czy, jeśli Miły Mój dostarczy kamień, on go wymieni, zgodził się, zrezygnowany. Podał rozmiar kamienia, ja 'nieco' pomogłam zlokalizować szlifierza i poczarowałam go przez telefon. Miły pojechał, odebrał, zawiózł do jubilera, ten bez mrugnięcia okiem (ha ha) przyjął zamianę: szafir z powrotem za wprawienie akwamarynu.

I być może trwalibyśmy w pełnej szczęścia naiwności, gdyby nie wizyta u Mistrza Pudełko. To jubiler-artysta, pasjonat rzemiosła i tematu, który swój salon reklamuje m.in. hasłem 'obrączki antyrozwodowe'. Znużeni, ale nie zniechęceni odmowami w kilku miejscach wcześniej, dotarliśmy do Mistrza Pudełko z pytaniem, czy zrobi nasze obrączki ślubne. Nie tylko miło i fachowo z nami rozmawiał, nie tylko ciepło się uśmiechał, nie tylko się zgodził, ale i w pewnej chwili... poprosił mnie o rękę ;-) Spojrzał na mój pierścionek zaręczynowy nie po to, aby się upewnić, że już jestem zapluta zamazana, ale po to, aby się upewnić, że dobrze zauważył, kiedy gestykulowałam opisując nasze wymarzone obrączki.
Co zauważył? Hmmmm, jeden z brylantów osadzony jest krzywo, a akwamaryn nie jest tym najpiękniejszym z możliwych. Czy chciałabym, aby zwrócił pierścionkowi całe należne mu piękno? Tu wmieszał się Mój Przyszły Mąż i zdecydowanie odpowiedział: TAK.

Kiedy w umówionym terminie odbieraliśmy z salonu mój pierścionek w jego ostatecznym kształcie - zdębieliśmy. Lśnił zupełnie innym blaskiem! Akwamaryn nie tylko było widać, nie tylko błyszczał dzielnie w szlachetnym sąsiedztwie brylantów, ale i przyciągał wzrok. Co się okazało? Szlifierz był ten sam, ale tym razem Mistrz Pudełko się z nim spotkał (zakład w Krakowie przy ul. Czapskich) i opowiedział, jaki kamień jest Mu do mojego pierścionka potrzebny. Wymyślił, że zamiast powtarzać współczesny szlif brylantowy (przy brylantach inne kamienie nie mają szans błysnąć równie efektownie), On proponuje 'nieco starszy' szlif tzw. francuski , albo: szlif Mazarina - akwamaryn będzie inaczej odbijał światło, co podniesie jego szanse w stosunku do sąsiadów na skupianie wzroku ;-))

... mam nadzieję, że piąte zaręczyny będą ostatecznymi ;-))

Brak komentarzy :