14 lutego 2010

Zaskakująco, czyli przeleciał ósmy miesiąc

Ósmy miesiąc przeleciał szybko, pewnie dlatego, że był krótki ;-)

26 stycznia
świętowaliśmy nasz pierwszy Australia Day w nowej ojczyźnie. Zgodnie z panującym tu zwyczajem zaopatrzyliśmy się w stroje i gadżety niezbędne do uczczenia tego święta - koszulki, Najmilszy szorty oraz nagłowowy-podawacz-napojów-toastowych ;-)) Ja dostałam kapelusz ;-) Włosy nam dęba stanęły na głowie na samą myśl o podobnym wykorzystaniu polskich symboli narodowych...
Fakt, 11 listopada człowiek choćby i chciał, to raczej nie poszaleje ze świętowaniem - i rocznica historyczna podniosło-poważna, i pogoda oraz pora roku raczej gaszą entuzjazm, a i Adwent pewnie swoje robi (niektórym ;-)...

Od Zdjęcia Bloggera3

Pojechaliśmy na przepiękną plażę w Sellicks, gdzie woda jest turkusowoniebieska, a plaży strzegą malownicze klify. W ocean idzie się i idzie, bo dno opada powoli, łagodnie i piaseczkowo ;-)) Plaża jest o tyle nietypowa, że wjeżdża się na nią samochodami i z tych samochodów wydobywa piknikowy ekwipunek.
My się dopiero rozkręcamy, więc przywieźliśmy grilla i łopatę oraz piknikowe krzesła, ale bardziej zaprawieni w bojach rozstawili imponujące namioty, stoliki (jak lady na odpustowych straganach) - słowem niektóre pikniki odbywały się w fachowo rozłożonych 'obozowiskach'.

Dzień był w sumie chłodny, niebo mocno zachmurzone, słońce prześwitywało czasami, woda wymagała intensywnych ruchów (zwłaszcza, że często omywały nas zimniejsze prądy), ale i tak spędziliśmy na plaży cały dzień. Wygnał nas dopiero przypływ (woda podeszła prawie do samochodów) i świadomość, że kolejny dzień to środa i spodziewają się nas w pracy ;-)

Od Zdjęcia Bloggera3
Od Zdjęcia Bloggera3

Dopiero w domu okazało się, że słońce znowu podstępnie gryzło. Mimo szumnych zapowiedzi, że już się nauczyliśmy, mimo zakupienia i stosowania balsamów z wysokim filtrem po raz kolejny stwierdziliśmy, że nas poprzypiekało, a ja załapałam się na miano trzeciej pandy Adelaide, bo okulary przeciwsłoneczne, jak założyłam rano, tak zdjęłam po powrocie do domu... A obszar pozaokularowy przypiekło mi zdrowo (w sensie: niezdrowo...).
Zrezygnowałam z makijażu na kilka tygodni i ratowałam się tym cudem, tym bardziej że po kilku dniach zawitało na moje usta stado opryszczek - i na dolnej i na górnej wardze.
Hmmmm, chyba nie dlatego, że woda w oceanie była jednak chłodna??? ;-))
Co do opryszczek - dzięki Joli wiem, że cudownym lekiem na opryszczkę jest olejek z bergamotki - łagodzi swędzenie, zapobiega głębokim bolesnym pęknięciom, wysusza wyprysk, a przy tym pięknie pachnie łagodząc niedolę ofiary opryszczki.

W tym czasie odwiedziliśmy także ogród botaniczny w Adelaide i adelajdzkie ZOO. W oba miejsca planujemy często wracać, bo obydwa mają masę uroku. Umiejscowione w centrum miasta, w północnej części City pięknie wkomponowują się w miasto tworząc klimatyczną enklawę - królestwo roślin i zwierząt.
Można tu znaleźć spokój, wytchnienie i przenieść się z miasta gdzieś hen do natury.

W ogrodzie botanicznym królowało lato. Ominęliśmy tym razem palmiarnię i paprociarnię, ale cieszy nas perspektywa odkrycia obydwu tych miejsc w czasie jednej z przyszłych wypraw.

Od Zdjęcia Bloggera3
Od Zdjęcia Bloggera3
Od Zdjęcia Bloggera3

ZOO nie jest duże, ale jest bardzo ciekawie zaplanowane. Zwierzęta pewnie czują się jak u siebie, zwiedzający im raczej nie przeszkadzają, rośliny pięknie uzupełniają stworzone wybiegi.

Od Zdjęcia Bloggera3
Od Zdjęcia Bloggera3

Jednym z punktów wycieczki była oczywiście wizyta u pand. Pandy są dwie: Wang i Funi. Mieszkają w sąsiadujących ze sobą wybiegach (część zadaszona, za szklaną szybą i część otwarta), bo pandy to samotniki i spotykają się tylko w okresie godowym na okres kilku dni.
Aby je zobaczyć, należy zrobić dodatkową rezerwację na określony dzień i godzinę, a potem odstać swoje w kolejce ;-)) Kolejka jest jednak do przeżycia, bo to superpowolny spacer przez bambusowy gaj, który sąsiaduje z wolierami azjatyckich ptaków, a potem mieści tablice informacyjne o życiu pand wielkich.
Pracownicy ZOO i wolontariusze uprzedzają zwiedzających o absolutnym zakazie używania lamp błyskowych podczas fotografowania pand.
Szczególnie Funi jest nieśmiała i ciągle oswaja się z nowym miejscem.

Od Zdjęcia Bloggera3

Do ZOO wrócimy na przykład jesienią, aby zobaczyć, czy naprawdę działa 'motyli ogród' - to kącik odpowiednio dobranej kompozycji roślinnej przyciągającej ponoć motyle różnych rodzajów.

Brak komentarzy :