14 października 2009

Kasując bilet...

Życie pracownika korzystającego z komunikacji miejskiej w drodze do pracy i z powrotem zweryfikowało moją wyrażoną wcześniej opinię ;-) Nie jest tak kolorowo, kiedy przychodzi proza życia, czyli kiedy wypada się z roli turysty ;-)

Przede wszystkim zdecydowanie lepiej jest mieszkać blisko przystanków tramwajowych niż autobusowych...
Wbrew kampaniom reklamowym propagującym zamianę samochodu na komunikację miejską zamiana taka ani nie oszczędza czasu, ani nerwów, choć zapewne jest korzystniejsza dla środowiska.
Autobusy i rozkłady jazdy powiązane są niestety dość luźno... Trudno przyjść na przystanek na konkretną godzinę, bo rozkłady precyzują czas tylko dla kilku głównych przystanków na danej trasie np. 1, 10, 16 i 22. Dla pozostałych pasażer wylicza sobie czas sam dodając jedną minutę na każdy przystanek pomiędzy opisanymi.

W efekcie powyższego po prawie miesiącu zdobywania doświadczeń wiem, że:


- aby dotrzeć do biura przed dziewiątą, muszę wyjść z domu około kwadrans przed ósmą i być na przystanku o ósmej,
- autobus przyjeżdża raz na kwadrans - w moim przypadku pomiędzy 8:02 a 8:09 (tak sobie z ciekawości zapisuję codziennie),
- co ciekawe, wydruk na bilecie (podaje, do kiedy skasowany bilet jest ważny, czyli dwie godziny od skasowania) wskazuje codziennie niezmiennie godzinę 10:00, co oznacza, że kasownik został zaprogramowany, kiedy autobus wyjechał z pierwszego przystanku i faktyczny czas przejazdu na trasie nie ma na kasownik wpływu...
- różnica między 8:02 a 8:09 przy wsiadaniu przekłada się nawet na... 20 minut (!) różnicy na przystanku, gdzie wysiadam - zmienia się bowiem natężenie ruchu - im później się jedzie, tym ruch oczywiście większy, a im bliżej City, tym więcej samochodów,
- ewidentnie istnieje problem z kadrą lub/i autobusami, bo niestety często autobus wypada z kursu, albo jedzie w żółwim tempie, bo kierowca... jest pierwszy dzień w pracy...
- powyższe doświadczenia jakoś mnie nie zachęcają do przesiadek na trasie - zamiast czekać na kolejny autobus, który ma przystanek bliżej biura, wolę 20 minutowy spacer, bo po pierwsze wiem, że posuwam się do przodu i mam wpływ na tempo zbliżania się do celu, a po drugie zawsze to jakaś forma gimnastyki (zwłaszcza odkąd rozpracowałam publiczne toalety po drodze ;-))

Brak komentarzy :