14 września 2009

Fenomen marketów

Jakiś czas temu pojechaliśmy pooglądać słynny Central Market - jeden z dwóch słynnych placów targowych Adelajdy opisywany w turystycznych przewodnikach.  Jest to faktycznie niesamowite miejsce, wibrujące życiem, ruchem i egzotyką.  Sprzedawcy przekrzykują się oferując swoje towary po specjalnych cenach, zwłaszcza pod koniec dnia.  Kulminacją market(ing)owych okrzyków jest sobota po dwunastej w południe - zbliża się koniec handlowania, market będzie zamknięty do wtorku, więc trzeba sprzedać, ile się da, aby ograniczyć straty i koszty magazynowania.
Na markecie podstawą transakcji jest oczywiście targowanie się, większość dostawców ma tu swoje stałe miejsca i stoiska oraz grono stałych klientów.  Przekrój towarów obejmuje bardzo szeroką gamę i nie ogranicza się jedynie do towarów spożywczych; są tu dostępne także rośliny ogrodowe, cięte kwiaty, ubrania, artykuły gospodarstwa domowego, trochę staroci itd. itd.  Jednymi z ciekawszych są stoiska oferujące... wózki na zakupy, tak bardzo przydatne na markecie.  Wózki proponuje się w kilku wzorach i... po zawrotnych cenach, bo dużo wygodniej jest wędrować po sporym markecie z wózkiem na kółkach niż z siatkami, pudełkami, plecakiem itp.
Odwiedziliśmy Central Market parę razy i jak dotąd przywieźliśmy z niego... sery.
***
Dzięki Bruce'owi (naszemu zaprzyjaźnionemu, acz niedoszłemu, ogrodnikowi ;-)) pojechaliśmy na dwa kolejne markety.  Każdy z nich zupełnie inny, oba dużo mniejsze niż Central Market.
Torrens Island Market słynie przede wszystkim z ryb.  Stoiska ustawiono na pomoście tuż nad wodą.  Obok sporo pelikanów, które dostają resztki po filetowaniu i porcjowaniu towaru przez sprzedawców.  Miły Mój jako amator ryb i owoców morza zapowiedział, że wróci; na razie miał problem: gdzie patrzeć i co kusi Go najbardziej ;-))
Na brzegu, nieopodal części z rybami, rozstawione są stoiska z owocami, warzywami i innymi dobrami do kuchni i spiżarni oferowanymi zarówno przez handlarzy, jak i bezpośrednich producentów.  Można tu usłyszeć akcent spoza Adelaide wskazujący na australijskiego farmera i... rozłożyć ręce w bezradnym geście ;-))  Można stracić majątek u złotoustych Włochów, którzy czarują klientów, a zwłaszcza klientki, w ogóle nie krępując się obrączką na palcu i stojącym obok mężem ;-)) 
Na Torrens Island Market przyjeżdżają też farmerzy z produktami do ogrodu - nawozem, słomą, kawałkami kory itp.
Wśród klientów mieszanka ras, narodowości i języków, spotkaliśmy wśród nich m.in. Polaków, Słowian z krajów sąsiadujących z Polską.

Drugi ze wspomnianych marketów to Gepps Cross Markets, który jak dotąd dzierży Przechodni Puchar Lidera ;-))  Jest to fantastyczne miejsce i najbardziej odpowiada naszym wyobrażeniom o wzorcowym markecie, jakiego szukaliśmy.  Można tu spotkać i farmerów i pośredników, są produkty spożywcze, do ogrodu i część pt. 'szmelc, mydło i powidło' ze starociami przeróżnej - w tym wątpliwej - wartości włącznie.
Wejście jest płatne (dolar od osoby, ale wliczony w to jest wjazd samochodu, a wjechać warto, bo wtedy zakupy można stopniowo donosić i dopakowywać ;-)), na terenie targowiska jest kilka barków oraz, co ważne, toalety o całkiem zadowalającym standardzie. 
My spędziliśmy na markecie kilka godzin, wydaliśmy sporo pieniędzy (trzeba oczywiście pamiętać, aby mieć ze sobą gotówkę ;-), ale przywieźliśmy do domu taką masę produktów, że nasza lodówka z trudem zdała test na wystarczającą pojemność ;-)) 

Ceny są tutaj sporo niższe w porównaniu ze sklepami, poza tym schyłek dnia obfituje w dodatkowe promocje i obniżki.  Hitem naszych ostatnich zakupów było pudełko grzybów za trzy dolary ;-))  Sprzedawca kusił, aby dodać dolara i zabrać drugie pudełko, ale podziękowaliśmy tym razem ;-)) 

Warto tu kupować większe ilości i na przykład dzielić się między kilka gospodarstw domowych.  
Zgodnie z umową sprzed tygodnia odwiedziliśmy jednego z farmerów i przywieźliśmy do domu zielonych gości

Od Lawendowa Chatka

Farmer po zakończonej transakcji wysłał nas do swoich marketowych sąsiadów, gdzie zgodnie z jego rekomendacją kupiliśmy oliwę - mmmmm....
Całe szczęście, że oprócz lodówki mamy jeszcze minispiżarkę ;-))

Brak komentarzy :