13 lipca 2009

Pierwszy miesiąc przegalopował...

... zupełnie nie wiadomo kiedy. A miałam nadzieję, że tutaj czas zwolni ;-)

Taka okazja służy zwykle robieniu bilansu, więc czas na pierwsze podsumowanie. Myślę, że niniejszym powstała nowa grupa na blogu - właśnie Bilans - trafiać tu będą kolejne podsumowania miesięczne, z czasem - roczne ;-)

Na pewno decyzja była świetna, na pewno jest to nasze miejsce i na pewno pasujemy do siebie: Chudzielce i nowa ojczyzna.

Wiele rzeczy nas cieszy, sporo z nich to drobiazgi życia codziennego, ale je doceniamy.

- Super sprawą jest to, że trafiliśmy na Glenelg - poznane z opisów w przewodniku i instynktownie uznane za fajowe..., a teraz tu mieszkamy ;-)

- Super sprawą jest też program mieszkań rządowych oferowanych imigrantom na pierwsze trzy miesiące. Nasze rzeczy z Polski płyną sobie powolutku przez ocean, ale my wprowadziliśmy się od razu po przylocie do mieszkania, gdzie czekało na nas wszystko, co niezbędne, poza pościelą i ręcznikami. Jasne, dokupiliśmy i dokupujemy mniejsze i większe 'drobiazgi', ale nie musieliśmy robić zakupów pozwalających na normalne życie od razu w pierwszy dzień po przyjeździe (chodzi mi np. o łóżko, materac, czy lodówkę, bo w mieszkaniu do wynajęcia zwykle nic nie ma ;-))
Mamy czas, aby się zaaklimatyzować, zanim znajdziemy kolejne mieszkanie bardziej czy mniej na stałe. Mamy czas, aby się rozejrzeć i zdecydować, czy dalej zostajemy na Glenelg, czy ruszamy gdzie indziej.

Od Zdjęcia Bloggera

- Program 'opieki' nad nowo przybyłymi migrantami nie kończy się z chwilą wydania wizy.
To bardzo miłe i podnosi na duchu - ważne jest poczucie, że władze faktycznie mają jakiś program, jakiś plan, że można się zwrócić o pomoc w czasie początków tutaj, że jeśli urzędnik zapisuje nasz adres czy zawód, to po to, by monitorować i pomóc. Że zainteresowanie władz stanu nie zakończyło się przy podpisaniu decyzji na aplikacji o wizę i naprawdę chodzi o to, aby nowy mieszkaniec przybył, osiedlił się i został wtapiając się w społeczność ku wspólnej korzyści i rozwojowi.

I, żebym nie zabrzmiała myląco, powiem od razu, że mówiąc 'pomoc' nie mam na myśli pomocy finansowej, zasiłków itp. Pomocą jest udostępnienie biura, gdzie pracownicy przeglądają i pomagają skorygować przygotowane dokumenty, które wysyłają aplikujący o pracę. Można skorzystać z komputera, Internetu, drukarki, skanera. Można zapytać, gdzie jeszcze warto poszukać ogłoszeń. Można się wspólnie zastanowić, jaką przyjąć strategię i na jakie ogłoszenia aplikować, jak swoje doświadczenie i kwalifikacje przełożyć na potrzeby i możliwości tutejszego rynku pracy. Można poćwiczyć zachowanie podczas interview w sprawie pracy.
Wszelka pomoc zakłada aktywną postawę interesanta. I dobrze? Dobrze, choć pewnie są i tacy, którym taka forma nie odpowiada ;-) I dobrze? Dobrze, bo to zwiększa szanse pozostałych mam nadzieję ;-)

- Adelajda w wielu aspektach przypomina Kraków (a co to będzie, gdy minie zima ;-) - chodzi o nastroje-impresje, o klimat w niektórych miejscach, o nagromadzenie knajpek w odwiedzanych przez spacerowiczów miejscach; ale w znacznej większości innych uświadamia ogromną różnicę cywilizacyjną na plus nowej ojczyzny.

Chodzi o poziom rozwoju infrastruktury, o komunikację miejską, o poziom edukacji społeczeństwa (mam tu na myśli sposób prowadzenia kampanii informacyjnych oraz o same kampanie, a także sposób, w jaki ludzie się zachowują w miejscach publicznych, jak traktują wspólne dobro, jak informuje się tu o obowiązujących zasadach, przepisach itp.), o styl zarządzania miastem, regionami, stanem. Widać także, że - mimo kryzysu - trafiliśmy do zamożnego kraju...

- Wspomniane wyżej aspekty w widoczny sposób przekładają się na zachowanie ludzi. 'No worries' unosi się w powietrzu - nie ma potrzeby, by na siebie warczeć, trąbić, przepychać się, a wręcz przeciwnie, jeśli ktoś komuś zajdzie, czy zajedzie drogę, to po prostu odruchowo przeprasza ;-) Kierowcy zamiast pokazywać sobie jeden z palców najczęściej pokazują, żeby wjeżdżać, czy przechodzić przez przejście ;-) Poziom umiejętności czy refleks sporej grupy kierowców pozostawia wiele do życzenia, ale szerokie wielopasmowe jezdnie, limity prędkości przestrzegane przez znakomitą większość oraz kultura jazdy pozwalają się wyloozować, kiedy ktoś inny zrobi coś nie do końca właściwie ;-)

Na przystankach większość czekających ustawia się w kolejce, do autobusu wchodzi się kolejno, przednimi drzwiami: albo do kierowcy po bilet, albo do kasownika tuż za nim. Co dziwne, potem podróżni spokojnie przechodzą dalej wgłąb autobusu, nikt nie blokuje przejścia z przodu tym, którzy wsiadają później. Jadąc naciskamy guzik zamontowany na większości pionowych poręczy, aby dać kierowcy sygnał, żeby się zatrzymał na najbliższym przystanku, bo chcemy wysiąść. Wszyscy, w tym i starsze osoby siedzą więc do momentu aż autobus się zatrzyma, po czym PO PROSTU wstają i idą do wyjścia. Nie trzeba biec, nie trzeba zrywać się w połowie drogi między przystankami - autobus nie ucieknie, nie braknie czasu, by spokojnie i bezpiecznie wysiąść. A jak jedzie mama z wózkiem, to czasem i kierowca pomoże jej wyjść.

Od Zdjęcia Bloggera

- Przystanki są numerowane (numeracja maleje w miarę zbliżania się do centrum) i aby wrócić wystarczy zapamiętać, na którym przystanku się wsiadło. Po prostu jeden numer wcześniej naciska się guzik ;-) W Adelajdzie większość linii prowadzi do centrum - jeżeli jedziemy do innej części miasta, najczęściej jedziemy do centrum i z centrum do naszego celu (układ gwiazdy), ale są oczywiście i 'poprzeczne' połączenia, do których jednak jak dotąd nie dotarłam ;-)

- Bilety są jednakowe na wszystkie środki komunikacji. Skasowany bilet traci ważność po dwóch godzinach, można się przesiadać dowolną ilość razy, ale za każdym razem po wejściu do pojazdu kasuje się ten sam bilet - jak straci ważność, zapiszczy i wtedy podajemy nowy bilet lub wracamy do kierowcy na zakupy ;-) Rowerów autobusami przewozić nie wolno, co do pociągów są ograniczenia czasowe (poza godzinami szczytu).

- W centrum bardzo łatwo znaleźć najdogodniej zlokalizowany płatny parking (jest ich naprawdę sporo i nie ma problemu, by znaleźć miejsce, osobną sprawą są opłaty ;-). Miejsca do parkowania na ulicach oznaczone są według czytelnego systemu liniami i tabliczkami z opisem, gdzie wolno się zatrzymać i na jakich warunkach (w jakich godzinach, w które dni, na jak długo, czy trzeba wydrukować bilet w parkomacie itp). Obecnie wydział komunikacji miejskiej prowadzi kampanię informacyjną: ile można zaoszczędzić jeżdżąc komunikacją miejską, że warto rozważyć sprzedaż drugiego domowego samochodu, że poza oszczędnościami wpływa się również na ograniczenie emisji spalin (i jaka to różnica rocznie dla środowiska).
Poprzednio realizowana kampania dotyczyła rozkładów jazdy: czekasz maksymalnie 15 minut oraz sposobów informowania osób na przystankach o nadjeżdżających pojazdach (zamiast odcyfrowywać z tabliczki można wysłuchać komunikatu po naciśnięciu guzika lub/i zamontowany jest wyświetlacz, wdrożono też system SMSów).

- Praktyczna wiedza o obsłudze klienta to coś, na co zwracamy uwagę na każdym niemal kroku. Obydwoje z Najulubieńszym z Mężów mamy fioła na tym punkcie i nareszcie czujemy, że trafiliśmy 'na swoje miejsce'.
Sposób obsługi, prowadzenia rozmowy z klientem, a zwłaszcza: potencjalnym klientem, sposób wdrażania 'programu lojalnościowego' od samego początku - wymieniać by można długo...
Ostatnio byłam oczarowana, kiedy Rommy - właścicielka zakładu podeszła w czasie powstawania moich pazoorów i zastrzeliła mnie serią pytań zaczynających się od mojego poprawnie wymienionego imienia (to jedna z tutejszych żelaznych zasad - jeśli ktoś Ci się przedstawił, oczekuje, że będziesz się do niego zwracać po imieniu), poprzez szukanie mieszkania, pracy, kontrakt Łukasza, czy już podpisany i co z Jego szkołą - po prostu no comments...
Jak myślicie, czy wobec tego mogłabym nie umówić się do mojej znajomej Rommy na kolejne pazoory? ;-).
O banku pisałam już w Notesie ;-)

Musiałabym się sporo natrudzić, żeby zrobić listę rzeczy, które nam się tu nie podobają - po prostu się na tym nie skupiamy, a i wysiłek musiałby być spory ze względu na nasze podejście do rzeczywistości.

Jechaliśmy tu z przekonaniem, że zaskoczą nas rzeczy, których nie braliśmy pod uwagę. I co?
Hmmm, przewodnik National Geographic w niektórych miejscach jest nieaktualny ;-)) Np. tramwaj z Glenelg jeździ dalej niż opisano w przewodniku, a opisywane tam jako planowane zmiany już zostały wprowadzone ;-) Mało tego, linia się rozwija dalej, w kierunku Port Adelaide.

Zabawne, jak dobrze znamy to miasto (głównie Miły Mój), dzięki Google Map. Podczas spaceru pokazuje mi np. domy na sprzedaż, które oglądał lub dzielnice mieszkaniowe, które Mu się spodobały.
Jak gdzieś jedziemy samochodem, często któreś z nas mówi: o 'byliśmy' tu przez Google Map. Narzędzie pomaga nam nadal, kiedy się gdzieś wybieramy. Większość firm i instytucji podając do siebie namiary na stronie www umieszcza linki z Google Map. Morale oglądających rośnie, gdyż zdjęcia robiono w piękne słoneczne dni, a Australię sfotografowano praktycznie całą ;-)

Dalsza nauka jest również o tyle łatwa, że układ ulic w Adelajdzie jest bardzo przejrzysty i mapa łatwo 'wchodzi do głowy'. A prace trwają nadal - zwłaszcza teraz, kiedy w ramach walki z kryzysem zatrudnia się miejscowe firmy do rozbudowy infrastruktury miejskiej - i transportu i budynków.
Miał rację założyciel miasta wybierając lokację i kładąc podwaliny pod miasto przejrzyście zaplanowane z centrum obwiedzionym obszarami parków i zaplanowanymi kierunkami rozwoju kolejnych dzielnic otaczających City - niewątpliwie wpłynęło to na dzisiejszą urodę miasta oraz jakość życia mieszkańców i gości.

Nieustannie pozytywnie zaskakuje nas rozpylone w powietrzu no worries - hasło każdego dnia pobrzmiewa w hello wymienianym z nadchodzącymi z naprzeciwka spacerowiczami, w odpowiedziach udzielanych przez panie w sklepie czy na stacji benzynowej, kierowcę w autobusie, urzędniczki w banku czy na poczcie.
Niepostrzeżenie i my zaczęliśmy używać tego zwrotu, samo wskakuje nam w usta w odpowiedniej sytuacji - człowiek uczy się obserwując i naśladując innych, nieprawdaż?

Nie ma limitu na tylko jedno pytanie, często jest to wręcz okazja, by rozmówca pociągnął rozmowę dalej. Ja najczęściej umożliwiam pociągnięcie rozmowy, kiedy usiłuję rozpoznać monety wygrzebane na rękę, aby podać właściwą kwotę (fakt, dużo rzadziej korzystam z gotówki niż Mąż Ulubiony), albo kiedy uparcie podaję kartę kredytową sprzedawcy zamiast ją po tutejszemu sama przeciągnąć przez czytnik. Kiedy przepraszam, słyszę oczywiście no worries i, jeśli nie ma za mną ogonka, widać, że jesteś tu nowa, a jak długo, a skąd przyjechałaś, a na wakacje, czy na dłużej?
No i super, następnym razem, przy kolejnym spotkaniu uśmiecham się szerzej na powitanie.

W ogóle, kiedy dwoje ludzi przypadkowo spotka się tu wzrokiem, z reguły na obu twarzach pojawia się uśmiech. Oczywiście nie oznacza to przyzwolenia na gapienie się na kogoś, ale chyba nigdzie takiego przyzwolenia nie ma.

7 komentarzy :

Dorota pisze...

Witam Kangurki Kochane,
Ehhhhhhh a u nas - Polska.
Nic dodać nic ująć.

Malgosia pisze...

Zazdroszczę Wam tej obsługi klienta. Ja mam w tej kwestii bardzo wysokie standardy i niestety raz za razem utwierdzam się w tym, że z moimi wymaganiami jestem chyba z innej planety..

Anonimowy pisze...

czy możesz proszę rozwinąć temat tych mieszkań rządowych? nigdzie nie mogę znaleźć informacji o nich.

btw. na jakiej wizie emigrowaliście?

Ladylike pisze...

@pgx5
Owszem, mogę rozwinąć temat, ale nie będzie z tego, niestety, wartości poza historyczną:
W/w program został zawieszony przez rząd naszego stanu, w 2010 roku :-(
Warto sprawdzić na stronach innych stanów (w 2009 roku plan był taki, że po Adelajdzie następnym miastem ściągającym migrantów będzie Perth, ale przyznam szczerze nie śledziłam tej sprawy i nie jestem na bieżąco).
Jeśli pomaga Wam agent migracyjny, każdy z nich wie takie rzeczy.

Ladylike pisze...

Aaaaa, przepraszam, co do drugiego pytania: tymczasowa wiza 475 (Temporary Skilled Migrant).

Anonimowy pisze...

@Ladylike no właśnie patrzę i nie widzę już nigdzie tego programu.

gdybyście emigrowali ponownie, wybralibyście znów Adelajdę?

my planujemy przyszły rok na wizie 189 i zastanawiam się nad Adelajdą.

Ladylike pisze...

@pgx5: zapraszam :-)
http://chudzielce.blogspot.com.au/2014/02/dlaczego-adelajda.html