23 czerwca 2009

Życie na serio

Dziś wizyta w City, czyli nieco spraw urzędowych.

Spotkanie z agentem (hmmm, wymuszone, bo nie zadzwoniliśmy wcześniej i nie omówiliśmy się na spotkanie, ale wstąpiliśmy do biura będąc w okolicy). Kiedy przeprosiłam, zostałam natychmiast przeproszona i ja ;-) Ustaliliśmy datę spotkania i potrzebne nań dokumenty. Zabrzmiały poważne tony, na horyzoncie pojawiło się widmo szukania pracy, rozpoczęcia nauki w szkole - hmmm, nasz miniurlop dobiega chyba końca...

Kolejne spotkanie - w szkole angielskiego. Przemiła niespodzianka, kiedy usłyszeliśmy przy rejestracji, że możemy przejść na język polski. Uffff, ponoć nie był to mój akcent, tylko widok okładki paszportu, mój angielski został nawet kurtuazyjnie pochwalony ;-) Umówiliśmy na jutro spotkanie i test kwalifikacji, po którym Mąż Najmilszy znowu zostanie studentem ;-)

Potem przerywnik - niespodzianka w biurze Qantasa - pechowo trafiliśmy, ale wyszliśmy z biura z wrażeniem, że milej załatwia się niektóre sprawy... za pośrednictwem stron internetowych... Na szczęście zaprzeczyły temu szybko i licznie panie w kilku kolejnych biurach, sklepach czy instytucjach, gdzie wchodziliśmy z przeróżnymi pytaniami.

Dyplom zdecydowanie zdobyła Pani z recepcji w Australijskim Czerwonym Krzyżu, gdzie zakupiliśmy nasz "turystyczny mobilizator". Tu oficjalne podziękowania dla Ali i Wojtka, którzy o tym fantastycznym pomyśle powiedzieli nam w Melbourne - dziękujemy ;-)
Mamy też tutejszy kodeks drogowy - jeszcze jego lektura i nikt nas nie zagnie ;-)
Jak (mam nadzieję) widać - nasza asymilacja postępuje ;-) Jesteśmy już np. członkami dwóch programów lojalnościowych ;-) Wtapiamy się ;-)

Na szczęście wśród licznych załatwień, odwiedzin i zadawanych pytań znalazła się chwila czasu, aby zerknąć na City. Kilka razy minęliśmy sławne świnki na Rundle Mall. Udało się nam poczuć nieco atmosfery tego ulicznego marketu, wypiliśmy herbatę i nagrodziliśmy wysiłki dnia dzisiejszego świetnym sushi sprzedawanym jako take away (na wynos), ale godnym swych źródeł. Obydwoje mamy już ulubione rodzaje ;-)
Najlepsze, że tutaj - właśnie na Rundle Mall - mieści się szkoła, której studentem już niedługo zostanie Miły Mój. Sprawa "klasy" wyjaśni się jutro. Zwołuję zatem grupowe trzymanie kciuków.

2 komentarze :

Ania i Piotr Iwaszko pisze...

Zadamawiacie się ekspresowo! Trzymamy kciuki za oboje:)

dzika_roza pisze...

co tam u Was? napisz coś, mój mąż codziennie do mnie mówi: sprawdź co u tej koleżanki w Australii :D