2 stycznia 2009

... i zaczyna się nowy

No i zaczęło się!
I oby dobrze trwało i oby życzenia spełniły się wszystkie - te usłyszane i te pomyślane, i oby niedługo ;-)
Świętowaliśmy ze znajomymi w knajpce na krakowskim Kazimierzu. Przed północą odliczyliśmy, po gromkim "juuuuż!!!" rozlaliśmy "szampana", wznieśliśmy toasty, wymieniliśmy życzenia i pocałunki, a na okrasę pooglądaliśmy sztuczne ognie wystrzeliwane z Rynku, znad zakola Wisły i samego Kazimierza.

Tego roku na naszym Sylwestrze rozmowy przeważyły nad tańcami, a nastroje uczestników nad profesjonalnym podejściem organizatora. Stroje luźno-nieformalne przeważyły nad balowymi, ale atmosfera rodzinno-domowej imprezki jakoś nie powstała. Zgodnie ze smutną polską tradycją moje uzgodnione wcześniej menu wegetariańskie zaowocowało bólem żołądka, czyli - jak to się często zdarza - wcale wegetariańskie nie było... Tańcem nie dało się problemu pokonać, gdyż knajpka - jak to niestety często w Krakowie - wentylowana jest dosyć marnie, ale nade wszystko właściciel nie przygotował się muzycznie i kiedy zdesperowani wymusiliśmy na nim w końcu włączenie RMF zamiast zapodawanych nieporozumień o reanimacji animuszu już raczej mowy nie było. Dogasały rozmowy, intensywniało ziewanie, opadała nas senność i chęć powrotu do własnego łóżka...
My z Chudym wróciliśmy nieprzyzwoicie jak na nas wcześnie...

Co do knajpki - szkoda, bo potencjał jest. Brakło profesjonalizmu? wyczucia? doświadczenia?
Sama nie wiem, gdyż właściciel jest naprawdę sympatyczny, życzliwy i kocha swoje miejsce. Może tylko organizowanie Sylwestra dla "obcej" grupy go przerosło?

Najprawdopodobniej wrócę jeszcze do Cafe Antonio, gdzie faktycznie kawa to poemat, a słodycze niczym nie grożą nawet wegetariance ;-) Cafeteria nie jest zbyt wielka, ale ma swój klimat, Antonio nieźle mówi po polsku i chętnie zagaduje swoich gości. W toalecie czyściutko, co też nie jest bez znaczenia, prawda?
Wydaje mi się, że wspaniale udawałyby się tam babskie posiadówki i sabaty. Trzeba to będzie sprawdzić któregoś popołudnia ;-)

W domowym zaciszu witamy z Chudym ten nowy rok. Obok mnie zestaw relaksacyjny, czyli książka, komputer i kubek kawy ;-) Popiołek przeszczęśliwy sprawiedliwie nas sobą obdziela polegując na zmianę u każdego z nas na kolanach. Czas płynie nieco za szybko, ale cóż - nie można mieć wszystkiego... ;-)
Nie zamiataliśmy, nie odkurzaliśmy, nie wyrzuciliśmy żadnych śmieci, aby nie pozbyć się szczęścia ;-) Nie odwiedził nas co prawda na dobrą wróżbę żaden mężczyzna, ale na szczęście nie pojawiła się też żadna kobieta ;-)

Nieco później wybieramy się do Hobbitów złożyć wyrazy uszanowania i życzenia.
Bo Hobbity świętują dziś nie tylko Nowy Rok, ale i swoją kolejną rocznicę ślubu. Wzniesiemy więc toasty, powtórzymy życzenia i będziemy się razem cieszyć.

3 komentarze :

Unknown pisze...

Ależ długo mnie tu nie było. Ostatnio w ubiegłym roku :D
Ale widzę, że autorka bloga też się nie pokazuje. Miejmy nadzieję, że to wina pewnego baranka :)

k911 pisze...

halo, halo? :)

Czyzby normalne zycie we Francji? pisze...

wraca cora marnotrawna ;)
Co u Was kochani?
Nadal w KRK czy............ciiii.
Patula