20 listopada 2008

Koty - odsłona trzecia

Kiedy Sadza weszła w fazę niedźwiedzienia - spała całymi dniami i wydawała nam się coraz bardziej puchata i coraz bardziej rozkojarzona - rozpuściliśmy wici wśród naszych znajomych, że szukamy do domu rudego kocurka - chętnie znajdy okołośmietnikowej.
Któregoś dnia zadzwoniła jedna z koleżanek z nowiną, że jej znajoma - pani Magda-kocie pogotowie ratunkowe - ma w domu kotkę z kociakami do wydania i chyba jeden mógłby trafić do nas. Dała nam jej telefon i pożegnała się obiecując trzymać kciuki.

Wtedy jeszcze nie mieliśmy w domu telefonu stacjonarnego (skutki niefrasobliwości poprzedniego lokatora-dłużnika) i dzwoniliśmy z publicznych budek. Wyszliśmy zadzwonić, z nastawieniem, że załatwimy sprawę szybko, bo w telewizji lada moment rozpoczynało się Żądło . To ja wykręciłam numer i zadałam pytanie i... utknęłam. Kobieta opowiadała o kociaku takie cuda, że nie śmiałam przerwać, słowotok płynął nieprzerwanie, Chudy robił miny, a ja nie byłam w stanie sobie wyobrazić tego opisywanego kociaka ;-)

Według mojej rozmówczyni kotek nie był rudy, ale miał sierść capuccino-rudo-białą, przy czym białe włosy były wyraźnie dłuższe od reszty okrywy... nie pamiętam dalszych szczegółów, ale lokalizacje poszczególnych plam koloru brzmiały fantastycznie. Udało się jakimś cudem zakończyć rozmowę i dobiegliśmy na film, nawet nie bardzo spóźnieni.

W umówionym dniu pojechaliśmy obejrzeć kotka z nastawieniem, że szkoda czasu i nie wiadomo, jak długo przyszłoby nam czekać na rudzielca, więc skoro jest ten do wzięcia, to go weźmiemy i już.

Pojechaliśmy, zobaczyliśmy i wróciliśmy z kotkiem do domu.
Nawiasem mówiąc, w ciągu kolejnego miesiąca odebraliśmy trzy telefony na temat rudego kocurka do wzięcia ;-)

Pani Magda okazała się osobą absolutnie zakręconą, chociaż w pozytywnym sensie, a nasz kotek oczarował nas od pierwszego wejrzenia. Śmiało wyszedł się pokazać i przywitać. Chętnie wskoczył na ręce do głaskania i przytulania. Dostaliśmy na drogę masę dobrych rad, kocie błogosławieństwo, podkoszulek z kociego posłania ze znanym zapachem, żeby mały nie tęsknił i... pojechaliśmy. Aha: przed wyjazdem potwierdziliśmy, ze będzie miał na imię Popiołek, bo... barwna opowieść przez telefon sprowadziła się do tego, że nasz kot jest biało-szary (kto zna niejakiego Kluska, ten mógłby uznać Popiołka za jego starszego kuzyna ;-)

Kiedyś nam zginął, bo zeskoczył z parapetu i w amoku gdzieś pobiegł (wrócę do tej historii, bo ma fajny i uczący finał ;-) i wówczas jak go szukałam, wpadłam w panikę, że tak wiele jest kotów o podobnym umaszczeniu i być może nie rozpoznam Popiołka, jak się do mnie sam nie odezwie.
Racja, ale nie jest beznadziejnie: kiedy Popiołek siedzi w pozie: "grzeczny kotek", czyli wyprostowane rączki razem na stojaka, wtedy szara plama z dwóch połówek na dwóch rączkach tworzy kółko.
Ha! Taki jest ten nasz Popiołek!

W domu opadły nam szczęki, bo Popiołek od samego progu okazał się wielkim grzeczniaczkiem i super-domownikiem. Pokazaliśmy mu najpierw całe mieszkanie po kolei, potem w kuchni postawiłam go na podłodze przy miskach tłumacząc: Tu jest miska z wodą do picia i miski z jedzeniem - na co Popiołek potwierdził podchodząc do miski z wodą i grzecznie robiąc chlip-chlip, a następnie próbując kęsek z miski jedzeniowej. Po każdej akcji podnosił główkę patrząc mi w oczy, jakby z pytaniem, czy dobrze zrozumiał ;-) Potem poszliśmy do łazienki i tak samo pokazałam kuwetę - na co maluszek wdrapał się na wysoki dla siebie wtedy brzeg, wpadł do kuwety do środka i machnął pokazowo-powitalne siku ;-)
Umarliśmy z Chudym z wrażenia, i tak już zostało ;-)

Sadza przez pierwszy wspólny weekend trochę na niego polowała, ale wtedy mały spryciarzyk uciekał jej pod szafkę RTV - był taki malutki, że mieścił się pod dolną półką i Sadza mogła tam grzebać za nim łapą do woli ;-)
Zainspirowany ich zabawami Chudy zbudował kotom kocią willę z pudełek po Avonie. Willa była trzypiętrowa i trzywarstwowa wgłąb i miała w środku powycinane otwory, które pozwalały przechodzić między pudełkami-pokojami i z piętra na piętro, ale nie wszyscy mogli przechodzić przez wszystkie otwory ;-) Na bokach kilku pudełek Chudy powycinał otwory w literach "o" w słowie AVON - w te otwory mieścił się łebek Popiołka. Willa meblowała nasz duży pokój przez dobrych kilka miesięcy i była bardzo lubianym terenem zabaw ;-) Oczywiście po pierwszym weekendzie szybko narodziła się przyjaźń to znaczy ciąg gonitw i wzajemnego mycia, gryzienia i spania we wzajemnym wtuleniu w siebie.

Oczywiście znając dokładną datę urodzin Popioła, zgłosiliśmy się na odjajkowanie punktualnie co do dnia. Chudy wrócił pełen zadumy i współczucia, a Popuś zostawił u weterynarza jajka, a przyniósł pchły ;-) Zaopatrzyliśmy się zatem w specjalne tubki z antypchlą maścią - dla każdego z kotów inna tubka ze względu na różnicę wagi.
Naturalnie, że aplikując pomyliłam tubki, ale i tak pcheł pozbyliśmy się szybko i skutecznie ;-)

Jeszcze co do weterynarza - wkrótce po przybyciu do nas Popiołka, Sadza zachorowała. Kaszlała i kichała w sposób bardzo podobny do ludzkiego. Nawet demonstrowała, jak odbywa się zarażanie drogą kropelkową, bo przy kichaniu faktycznie kropelki kataru wylatywały jej z nosa. Zabraliśmy zatem obydwa koty do weterynarza, gdzie okazało się, że Popuś po swojej mamie jest nosicielem zapalenia oskrzeli i podzielił się nim z Sadzą, sam wychodząc bez szwanku. Sadza dostała jakiś ludzki syrop i do niego nieludzkie dawkowanie i niedługo potem było po kłopocie ;-)

Popiołek, zwany czasem Popusiem, jest z nami już wiele lat. Zaczynał jako maluszek mieszczący się na dłoni (zresztą wszystkie nasze koty tak zaczynały ;-), teraz jest dorosłym zwierzakiem z piękną lśniącą sierścią i kawał z niego kota. Jest kotem-cukiereczkiem - wzorowo grzecznym, obdzielającym nas swoim ciepłem i mruczeniem sprawiedliwie, odkąd został jedynym domowym kotem. Czasem dostaje głupawki i wtedy biega po całym w domu w tę i we wtę, łącznie ze ścianami (w przedpokoju na dwóch ścianach już powstała delikatna mozaika ze śladów kocich łapek ;-). Szanuje rośliny doniczkowe, łapie i morduje muchy, ale ich nie zjada i uwielbia aportować. W przeciwieństwie do Sadzy preferuje jednak woreczki. Zwinięte w kulkosupły reklamówki aportuje aż się nie zmęczy (bardzo go bawi wrabianie gości w rolę rzucającego), a pozostawione luzem - targa w pyszczku i wtedy się śmiejemy, ze idzie na zakupy ;-)
Teraz już nie, bo zastawiliśmy górę biblioteczki, ale w poprzednim mieszkaniu bawili się z Chudym tak, że Chudy foliową "myszę" wrzucał na górę biblioteczki, a Popiołek wdrapywał się po brzegach półek na samą górę i wracał szczęśliwy ze swym łupem. Sadza zwykle wtedy siedziała i miała minę w stylu: Ale głupia zabawa! ;-)

W przeciwieństwie do Sadzy Popiołek nie lubi wychodzić z domu i nie przepada za jazdą samochodem.
Kiedy wychodziliśmy z Sadzą na wypasanie przed blok na trawę, wtedy Popiół najczęściej siedział na parapecie i jęczał - to takie zawodzenie płaczliwe cieniutkim głosikiem, który nijak nie pasuje do takiego kawału kota ;-) Uspakajał się dopiero, jak wracałyśmy. Przychodził wtedy i starannie Sadzę wylizywał.

Kiedy goście zostają na noc, wtedy Popiół śpi oczywiście z gośćmi. Kiedy śpi ze mną, to popycha łapką moje nogi, kiedy nie są ułożone odpowiednio tzn. kiedy na przykład leżąc na boku położę nogę jedną na drugiej, a nie jedną za drugą ;-) Zabawne, bo tym samym sposobem próbuje wymuszać redukcję wysokości biodra ;-)

Drzwi wewnętrznych mamy w Owocówce dwoje - do sypialni i do łazienki z kibelkiem (także kocim). Z definicji są zawsze otwarte. Wyjątkiem jest oczywiście korzystanie z toalety, kiedy w domu są goście ;-) Pilnujemy tylko, aby wychodząc, goście pozostawiali drzwi otwarte - ze względu na kuwetę. W planach było wycięcie kółka w drzwiach, ale... tak jakoś zeszło ;-)

Kiedy jemy przy stole, Popiołek ma oczywiście okazję zademonstrować stan swojego niedożywienia, więc się z nim dzielimy. Uwielbia gotowaną kukurydzę - należy wydłubać ziarenko i rzucić jak do aportowania (zjada pół na pół z karmicielem - kukurydzę oczywiście, a nie rzucone ziarenko ;-), kalafiora, a za szparagówkę dałby się pokroić.
Dla zasady przekonuje nas, że uwielbia chleb itp., ale z reguły odpuszcza po pierwszej zjedzonej porcyjce.
Od jakiegoś czasu wzięło go na mleko, więc mimo protestów Chudego nalewam kotu porcję na spodek rano przy kawie (mojej ;-) i czasem jeszcze wieczorem, jak nudzi przy lodówce.

Fantastyczną cechą Popiołka jest to, że jest kotem gadającym. I robi fantastyczne, bardzo łatwe do zinterpretowania miny. Chudego słucha bez dyskusji, ze mną zawsze próbuje coś wytargować. Na przykład: nie wolno mu wskakiwać na blaty w kuchni, jak robimy jakieś jedzenie lub stoją tam gotowe już porcje. Chudy - wystarczy, że spojrzy - kot nawet w trakcie skoku jest w stanie zmienić kierunek ruchu. Ja mówię i słyszę: ja tak tylko troszkę, tu, na samym brzeżku - widzicie to?

Popuś niestety nie przepada za dziećmi (których się boi z dwoma, jak do tej pory, wyjątkami - czego oczywiście z definicji nie rozumieją rodzice owych wzbudzających strach dzieci - wrrr) i większość naszych nowych gości domyślnie traktuje jak dzieci, stopniowo podglądając zza węgła i podchodząc coraz bliżej.
"Kupić" można go oczywiście rzucając zabawkę do aportowania, ale uwaga: rzucać trzeba porządnie, daleko. Rzuty byle jakie, za słabe i za bliskie Popuś kwituje pełną lekceważenia miną ;-)

Jak to było ze zgubieniem się Popusia:
Chudy był wtedy na uczelni, dzień był pogodny, okno w kuchni otwarte, koty na parapecie. Popiół najprawdopodobniej zapędził się za jakimś ptakiem i spadł lub zeskoczył, po czym się zorientował, co się stało, wpadł w panikę i... pomknął przed siebie jak strzała. Zanim wybiegłam przed klatkę , już go oczywiście nie było widać, więc tradycyjnie - puszka suchego pokarmu, i chodziłam, i wołałam. W międzyczasie, spanikowana, zadzwoniłam do Chudego, że Popuś się zawieruszył, że go szukam i wołam i znaleźć nie mogę. Szukałam dopóki Chudy nie wrócił, wtedy wróciłam do domu, a akcję ratunkową podjął Ekspert. Oczywiście wrócili do domu z Popiołem po kwadransie, jak nie nawet wcześniej. Popuś opajęczyniony okrutnie i jeszcze w szoku, Chudy z miną zwycięzcy, więc ja od razu: Ale jak? Ja tak długo szukałam, a Ty tak od razu?
Na co usłyszałam logiczną odpowiedź: Bo Ty nie myślisz jak kot.
No i wszystko stało się jasne ;-)

Dlaczego Popuś często siedzi na parapecie trzymając rączki przed sobą na linii framugi? Otóż, pojechaliśmy kiedyś na wakacje nad morze razem z kotami - Sadzą i Popiołem. Dostaliśmy pokój na poddaszu. Koty wylegiwały się na parapecie, grzejąc się w słońcu. Któregoś dnia jesteśmy na dole w ogrodzie i widzimy, jak Popiół wyskakuje na spadzisty daszek i jedzie łapami do przodu w dół rysując ślady, jak na kreskówkach. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić, więc tylko patrzymy, co się stanie. Popiół dojechał do brzegu dachu, zatrzymał się na rynnie, sprytnie się obrócił i po kilku próbach udało mu się doskoczyć do parapetu. Na dachu zostały pamiątkowe rysy, a Popiół od tej pory siedział trzymając łapki na samym środku framugi.

Zdarzały się też inne wakacje przygodowe:

- Wierchomla, drewniane domki, spora grupka znajomych, z dziećmi lub/i kotami - Popiół się nie zaprzyjaźnia lekkomyślnie, wychodzi, kiedy nie ma zbyt wielu ludzi/zwierząt wokół, najchętniej wieczorem, z reguły pozostaje w bezpiecznej odległości od otwartych drzwi, żeby móc szybko umknąć do pokoju pod łóżko. Któregoś dnia wyjątkowo jest na zewnątrz niedaleko spacerującej na luzaka Sadzy. Nagle zza domu wyłania się miejscowy pies - owczarkopodobny, uosobienie łagodności, zaciekawiony towarzystwem, z nadzieją na wyżebranie kąska. I na to Popuś-dżentelmen jeży się, zamienia ogon w szczotę, z sykiem podbiega do psa i pac go w mordę: Nie będziesz mi tu koleżanki zaczepiał, wieśniaku! Pies osiem razy większy powiedział potulnie: Aaaależ oczywiście, przepraszam. Odwrócił się i wycofał.

- Gościniec-Banica - uroczy dom pełen ciepła i zwierzaków, zarówno swoich, jak i przyjezdnych. Wśród domowników szary zawadiaka Zenek. Gospodyni uprzedza, ze Zenek wizytuje gościom pokoje, więc jeśli sobie ktoś nie życzy, należy zamknąć drzwi na klucz, to samo z oknem - lepiej zamknąć, bo Zenek wchodzi i przez okna. Przeprosiłam tłumacząc, że nam to nie przeszkadza, ale Popiół jest strachliwy, więc żeby ze strachu Zenka nie pobił, będziemy drzwi zamykać.
Zdziwienie pierwsze: przyszedł Zenek, jak byłam w pokoju, więc w pogotowiu czekam na reakcję obu, żeby ich ewentualnie rozdzielić. Zenek pochodził, powąchał, poczęstował się z miski, po czym zauważył Popioła, zjeżył się i z podkulonym ogonem zaczął się wycofywać. Popiół, o dziwo, nic.
Zdziwienie drugie: do pokoju wpadła Felka - seterzyca gospodarzy. Popiół zagnał ją do łazienki i z trudem udało mi się go odgrodzić od Felki i wypchnąć ją z pokoju bez strat ;-)
Zdziwienie trzecie: w nocy Popiołek nie tylko wyszedł na parapet, i nie tylko z parapetu wyszedł na spacer na dach, ale - uwaga - poszedł z wizytą do sąsiadów do pokoju obok, mimo że był to środek nocy. Po powrocie nic nam jednak nie opowiadał ;-)

No to o Popiołku na razie tyle. Jak mi coś przyjdzie do głowy, to pewnie zrobię z tego Obrazek ;-)

1 komentarz :

Unknown pisze...

Byłam przekonana, że Popiołek jest czarny!!Rękę bym sobie dała uciąć..dobrze, że nikt nie próbował :)
Przekaż Mruczkowi drapki za uszkami :)